Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
Jak napisać recenzję i opinię o książce, której czytanie wprawiało mnie w "wchodzenie w siebie"? Zanurzanie się w siebie? Siedziałam i nie mogłam potem wstać. Zamykałam książkę i o niej myślałam. Żyłam nią, a ona mną... • Jestem Jadzią Maślak i osiadłam na Piaskowej Górze, którą wokoło owiewa wiatr, i która jest czujnym okiem nad tymi, co poniżej. Jakby szczyt gwarantował dobrobyt, co nijak się ma do rzeczywistości i smutku jaki zamieszkał w każdej ze ścian wieżowca.Nie ma tu radości. Ale tego jeszcze nie wiem. Przyjechałam tu z wioski i prosto z oblodzonych schodów dworca wpadam w ramiona nadgórnika Stefana Chmury. Idę z nim do ołtarza ubrana w suknię z poniemieckiej firany.A potem rodzę bliźniaczki: jedną martwą, drugą żywą, Dominikę. • A Dominika chce być tak inna ode mnie. Obwisłe piersi ciążące ku stopom to nie dla niej. Prowadzenie kuchni nie pasuje do głowy pełnej życia. Stałam się własnym ciężarem, z którym mi dobrze. Nie znam innego życia... • Autorka w karty powieści wplata historię rodziny Jadzi. Poznajemy babcie Halinę i Zofię, matkę Jadzi, samą Dominikę oraz kolejnych mężczyzn jakich znały lub z którymi żyły. A cały ten kolaż prowadzi nas ostatecznie na Piaskową Górę, gdzie wszystko się kończy. Szanse, które były przed nami, a które odeszły. Serca, które pamiętają i nadal biją wypełnione tą nikłą iskrą płonnej nadziei na ... radość, na przytulenie, na muśnięcie miłości. Wszystko zniszczone bezpowrotnie przez czas. On pije, umiera w banalny sposób... ona zostaje zamknięta w domu, w kuchni, bo ma obowiązki, bo rządzi jak Królowa między garnkami i pokrywkami, bo tu jest jej królestwo. Każda zmiana jest zła, każda inność wyśmiana. Zatwardziałe umysły ludzi z innych lat w zderzeniu z "nowym" i "młodszym". Dominika musi wyfrunąć, to jest miejsce dla niej... • Książka, której ocena sprawia mi trudność, bo żaden (żaden!!) przymiotnik nie wyrazi jej piękna. Te karty powieści skrywają niesamowite piękno, perłę wrażliwą na dotyk.
-
Kiedyś czytałam to wydanie, teraz słuchałam a lektorem jest sam autor. I chyba dlatego słucha się bajecznie. • "Niedziela, która zdarzyła się w środę" jest swoistym alfabetem Polski lat 90. Od Amwaya zaczynając… na zabójstwach kończąc. W między czasie jest fascynacja "muzyką chodnikową" - disco polo - i seksualność ludzi. Co jest grzechem i kiedy i czy to dobrze "brać się do roboty poo spowiedzi"?:))) • Szczygieł obserwuje, porównuje, oddaje głos bohaterom, nie komentując pozostawia ocenę nam samym za lat kilkanaście. Warte przeczytania ku pamięci, a przy okazji - UBAW PO PACHY:)))
-
I narażę się pewnie niejednemu czytelnikowi... ta powieść to przerost formy nad treścią czy treści nad formą...już sama nie wiem. Opinie jakie krążą od recenzentów są w większej mierze superlatywami, a sam autor reklamowany jest jako mistrz pióra. I znowu absurd wydawniczy - im większy bestseller i odkrycie tym większy zawód odbiorców. • Fabuła przewidywalna od samego początku. Mimo zabiegów stosowanych przez Flanagana jak skakanie po latach i po faktach, nic nie dało mojej wiary tej powieści. Z przepisu na dobry chleb wyrosła mała bułeczka. A szkoda, bo tak się dobrze zapowiadało - lecz zdechło około 50 strony. Potem już tylko reanimacja została...
-
Zmarł jej tata i została rozpacz i żałoba i przeogromna tęsknota. "Tatuś", "tatulek", "tatko", "tata" - jak mówić do Niego w swoich wspomnieniach, by go dobrze widzieć? by go choćby na chwilę uczłowieczyć? co do niego pasuje? Inga nagle czuje ogromną pustkę za tatą. Szuka jego śladów w tym, co pozostało, w przeciwieństwie do matki, która szybko opróżnia lodówkę, bo "tam są rzeczy, które tylko on jadł, a teraz będą przecież tylko niepotrzebnie leżały". A potem szafy i odkrycie, że ubrały go do trumny nie w ten garnitur, co trzeba, że ten właściwy wisi na samym końcu... Tata został skremowany, lecz to tylko miałkie pocieszenie, że jednak nie leży w ziemi w tym nieodpowiednim ubraniu. • Inga pamięta wygląd ciała po śmierci, jego inność, sztywność, tą chłodną "plastikowość", jakby to już nie był on, choć jakby on lecz nieco sztywniejszy. I jego dłonie... Jego palce, kiedyś tak precyzyjne do wszelkich napraw zegarków, teraz takie... nabrzmiałe i nie-jego. Łzy płyną po policzkach córki, gorycz nie jeden raz zatyka krtań. Bo teraz to już półsierota, już wybrakowania, nie-pełna... • "(...) Nagła śmierć wydaje się, przynajmniej w teorii, najlepsza.Choć od niej właśnie ma wybawić nas Pan, bo tak zwyczajnie, biorąc pod uwagę możliwość uniknięcia męki, każdy chciałby po prostu przestać oddychać. Nagła śmierć, chociaż najlepsza dla odchodzącego, wrzuca osieroconych w głęboką studnię żalu, pretensji, niezgody. We wzajemnych pocieszeniach mówimy sobie, że tak jest lepiej, Bez szpitala, aparatury, męki. Mówimy o niezwykłej schludności ojca, który nie zniósłby leżenia na łasce innych. Malujemy scenariusze gorszego odchodzenia, po wylewie, udarze, z częściowo nieczynnym ciałem. Przytaczamy liczne przykłady. Chcemy wiedzieć, że czegoś takiego by nie wytrzymał, jakichś pampersów, odleżyn, karmienia przez rurkę. Ale w głębi duszy godzimy się na każdy zakład z losem, przyjęlibyśmy każde rozwiązanie odsuwające dzień pogrzebu. (...)" • powieść pełna smutku, • powieść-dziennik służąca jako terapia. Pisanie pozwala wyjść z żałoby, pozwala oczyścić umysł. Działa skutecznie niż lekarstwo. • Ale jest i zdradzieckie - papier chłonie słowo, a to powraca czytane po latach i znowu płaczesz i milczysz i ściskasz kościste piąstki...
-
Trudno pisać o tej książce/pamiętniku pełnej autentycznych wspomnień z pobytu w szpitalu psychiatrycznym. Szczerość wyznań, dialogów, własnej zagubionej tożsamości - wszystko to wypełzając z pacjentki-Jagielskiej wchodzi w czytelnika, zagnieżdża się w nim, zaczyna tłumić duszę i wewnętrzny spokój. Trudno się oddycha, trudno też cieszyć się z własnego życia, nawet tego szaroburego, bo przecież zawsze weselszego od tego, o jakim czytamy. Siedzimy bowiem w zamkniętym szpitalu, uczestniczymy w codziennych zajęciach chorych, bierzemy przepisane leki, chodzimy na spotkania grupy i staramy się mówić o sobie, bo to jest w końcu potrzebne do uzdrowienia. Szpital, co ciekawe, daje możliwość wyjścia, lecz nikt nie chce z tych przepustek korzystać. Każdy ma świadomość, że sobie po prostu nie poradzi. Że to za szybko, za dużo bodźców, za wiele emocji, podczas gdy człowiek się tak boi..lęka... Jedyne czego ma świadomość, to fakt, że nadal musi tu być, bo jest nadal \"inny\". Jezusek nie ma swojego terytorium, nie wie co to prywatna sfera, nie potrafi mówić \"nie\". Marek to weteran wojny afgańskiej, pełen traumy. Ratownik nosi części ciała swojego kolegi, którego na miejscu nie uratował, a którego teraz zbiera. Są i kobiety, jak choćby Karolinka-Anioł czy pani Stasia nazwana Starą Wydrą, która wszystkim \"rozwala\" hospitalizację. • Spotkania grup, wspólne konfrontacje i rozmowy to próby ratowania siebie. A każdy jest inny. Jednego wypełnia niekontrolowana agresja, podczas gdy drugi siedzi biernie przy stoliku i w ciszy gra na laptopie... Tu furia miesza się z lękiem, strach z odwagą i tupet z izolacją i milczeniem. Tu jest wszystko. • Autorka, będąc częścią tej społeczności, opisała i ich i siebie, bo sama trafiła tam dobrowolnie - diagnoza: stres bojowy. Czeka na męża, który wyjeżdża. On wraca cały, a ona się leczy.. • \"Tak naprawdę jest to stres mojego męża, ale on zawsze oddawał mi wszystkie swoje kłopoty\"