Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
Oto dziewczynka Sabina z kotem i chłopiec Adam ze starym Psem Rufusem. I wielkie morze, które ich dzieli, dlatego się nie znają, nic o sobie nie wiedzą, nie mają wręcz świadomości o swoim istnieniu. Stoją na dwóch odrębnych brzegach patrząc na jedno morze. Lecz owo morze nie tylko ich rozdziela. Rozdziela też dwie różne ziemie, dwa różne ludzkie charaktery, dwa światy tak kompletnie inne, a jednocześnie niemalże identyczne. Sara jest głodna, burczy jej w brzuchu lecz stara się tego nie zauważać. Głód jest stałym elementem życia. Wraz z kotem idzie przed siebie śpiąc byle gdzie, spotykając różnych ludzi, pokonując wiele trudności. Nie jest sama i chyba to daje jej takie, a nie inne spojrzenie na rzeczywistość. Mruczący milusiński Kotek sprawia, że dni są miauczące i nieco puszyste i dziewczynka – chyba dzięki temu – ma takie, a nie inne spojrzenie na świat. To dziecko, które z pokorą przyjmuje to, co daje los. Jest szczera, uśmiechnięta i wrażliwa. • A jaki jest Adaś? Adaś to chłopiec diametralnie inny. Zapadł na wydawałoby się nieuleczalną chorobę, którą nazwałam „balastem życia”. Przygnieciony głazem smutku, żalu i żałoby, która boli i kuje od środka cierniami, robi krok w tył o wycofuje się z życia. Zapada się w sobie. Poddaje się. Kładzie do łóżka bez sił, przykrywa kołdrą niemocy i czeka na śmierć, która zdaje się być obecna przy jego łóżku. Lecz zanim weźmie duszę Adasia, do drzwi nieproszona zapuka Sara. I wszystko się zmienia. • Nie będę zdradzać szczegółów, bo nie mogą. Nie mam prawa, nie mam prawa innym zabierać tej tajemnicy ubranej w piękno słów i rysunków. Ta niegruba książka mylnie i pochopnie oceniana jako pięciominutowa czytanka, okazuje się być wspaniała treścią panią w czarodziejskiej sukni. Jej wartość dopełniają ilustracje Pani Emilii Dziubak, która mnie swoimi rysunkami oczarowała. Otumaniła wręcz. Sprawiła, że zamarłam na końcu i jeszcze raz wróciłam do wcześniejszych słów i stron. I do ilustracji. • Tekst łączy się z rysunkami, przenika je by tworzyć spójną jedność, która tylko w takim komponencie jest najpiękniejsza. Słowa są przyciągane przez odpowiednie kolory, a kolory wybierają sobie słowa. To bajeczna układanka o tak dużej powierzchni, że trudno objąć ją rozsądkiem. To barwne klocki, które czytasz. Budzi się twoja wyobraźnia. Zanika horyzont granic. Jesteś swobodnym umysłem, który maluje obrazy na wzór i podobieństwo tych z „Długiej wędrówki”. Głaszczesz kota, który przyniósł upolowaną mysz, i który ją spałaszował siedząc obok twojej nogi. Czujesz smak pieczywa, chrupiącej skórki i delikatnego i ciepłego jeszcze miąższu, w który zanurzasz nos, by najpierw nasycić się zapachem. Trzymasz wypiek w dłoniach, jak najcenniejszy skarb na świecie. Twój skarb. Siadasz na łóżku Adasia, z którego uchodzi życie i głaszcząc go po włosach karmisz gorącym rosołem. Łyżka za łyżką, jak w różańcu koralik nadziei za koralikiem. Modlisz się w duchu, by stał się cud, by ozdrowiał, by coś się stało. • Aż rodzą się... kocięta. • „Długa wędrówka” Martina Widmaka to książka o nadziei, o wierze i o wartości życia. Życia przez duże „Ż”, bo życie samo w sobie jest cudem. To dar, który trzeba cenić, i o który trzeba walczyć. To powieść okraszona niesamowitymi ilustracjami, które zmuszają do zatrzymania, kontemplacji i myślenia. Zastanawiasz się nad sobą, nad swoim losem i tym, co on ci jeszcze da, czym cię zaskoczy. Ale nie chcesz poznać przyszłości, bo życie winno być przygodą, która trwa dzień po dniu. • Niesamowita powieść. Piękna, mądra, urokliwa.
-
Wspaniała • Magiczna • Piękna • Wakacje i szkoła i zadanie domowe do wykonania - każdego dnia zapisywać w dzienniczku jedno zdanie, jedną rzecz, która się zdarzyła. I ośmiolatek pilnuje swoich zapisków - a jest rok 1939 i wakacje, ostatnie w przededniu wojny światowej. • Zdania, rysunki. • Wszystko otumania. Bo piękne kolory wakacji stają w kontraście z ciemnym niebem, po którym latają samoloty. Słychać strzały, wybuchy bomb, wojna...
-
Czytam tą książkę i aż trudno uwierzyć że autor dzięki niej uporał się z dzieciństwem i że dzięki pisaniu zamknął swój traumatyczny okres z czasów dorastania. Dziecko wychowane przez wiecznie pijaną matkę. Matkę, która wymiotuje, chowa butelki z alkoholem, by w miarę upijania się wyciągać je i stawiać gdzie popadnie. Na rozbudzenie też łyk choćby piwa, dla zdrowia i jako takiego przeżycia kilku godzin dnia... • Matka, która nie powinna być matką. • Nieumiejąca kochać, ani mężczyzny ani własnych dzieci. • Kobieta, która nawet nie powinna być kobietą. • Shuggie to najmłodszy z dzieci Agnes. Najmłodszy i najbardziej zniszczony przez matkę. Starszy brat i siostra uciekli i zerwali kontakt. Odseparowali się od matki, bo przy niej nic w życiu nie osiągną ani nie zaoszczędzą. Ona potrafiła okradać własne dzieci, a jak nie było ani grosza, ani centa, to kupowała na zeszyt. Kilka dolarów na jedzenie, byle jakie oczywiście, a dziesięć razy więcej na alkohol. Ten bowiem musiał być zawsze. Był dla Agnes powietrzem. Dzięki niemu mogła spać- w delirium, ściągać do domu kolegów na jedną noc, którzy pili u niej wszystko, albo zupełnie na odwrót- mimo czystego domu znosili ze sobą butelki wszystkiego. • A rano? • Ból głowy i pustka w pamięci. • I syn, który wszystko widzi, sprząta i udaje normalność. • Czytanie tej powieści boli. Dosłownie. Nie sposób stanąć obok fabuły i być biernym obserwatorem życia kogoś, kto się zapija i wychowuje dzieci. Personalizujesz się z Shuggie i nie możesz sobie tego darować i za każdym razem to jest silniejsze od ciebie. Wchodzisz w jego buty, ciuchy, zapachy... poniżenie i wstyd. • Coś niesamowitego. • Lubię takie trudne psychicznie powieści które tarabanią umysł i wykręcają go na drugą stronę. Wyrzynają wnętrze i ukorzeniają się na wieki.
-
Jedna z najbardziej urzekających książek, jakie dotychczas miałam w rękach i jaką czytałam. • Niesamowita zarówno w skromnym tekście- zebrane w spójną całość zajęłyby pewnie jedną stronę - jak i w ilustracjach. Każda strona jest w 100% zamalowana, co druga ma linię, dwie jakiegoś zdania i połączenie tych dwóch elementów ze sobą - obrazu i tekstu, zapatrzenie się w szczegóły tych obrazków, w których wychwytuje sens i głębię sprawia, że siedze otumaniona. otacza mnie aura zachwytu, niesamowitego uduchowienia. Jakbym została wpuszczona do raju. Otaczają mnie kolory, detale, radość... • Jest to historia o nas. Jest czas dzieciństwa i słodki syrop z mleczy spływający po dłoniach. Jest beztroska. Potem dorastanie i bunt przemieszany z łagodnością. Potem dorosłość i zakochanie, które trwa lub kończy się rozwodem, bo sami się wycofujemy z walki o uczucia. I starość nadchodzi nieproszona i samotność. Ciało obwisłe, mapa przeżytych lat, trudów, operacji...skóra już szorstka. Człowiek czeka na śmierć ALBO RADUJE SIĘ tym czasem, jaki mu jeszcze pozostał. I co z tego, że sam? Skrzydła można uszyć, doczepić. Usta pomalować, włosy uczesać w frywolne loczki. Założyć piękną, drogą biżuterię, kolorowe ciuchy. I uśmiechać się. Uśmiechać do tego świata. Do czarodziejskiej starości. Do ptakow rano siedzących na parapecie. Uśmiechać się w sobie i dla siebie. • Ta książka jest niebywałym znakiem, dowodem, że człowiek i życie to dar zawsze piękny i zachwycający. Że to szczęście móc żyć. • Najpiękniejsza powieść jaką w życiu czytałam.
-
Lem... Lem.... • Z jego książką mam pierwszy raz styczność i przyznam szczerze, że nie czuję się porwana. Porwana pewnie tak, z ziemi, bo fabuła osadzona jest na jakiejś planecie, ale żeby mnie to porwało duchowo, to raczej nie. Na poczatku bardzo mi się "Eden" podobał. Do setnej strony mniej więcej. Opisy, plastyczność obrazów, pustyni, kwiatów-drzew, które zadziwiały reakcjami i niewiarygodne miejsca oderwane od rzeczywistości. Do tego trzeba było mieć niesamowicie wręcz wybujałą wyobraźnię. To jakby mini wersja "Diuny" z 1956 roku jednak nazwana "Eden".. • Jednak po setnej stronie mój entuzjazm znacznie opadł, do tego stopnia, że czytałam fragmentami (które i tak męczyły i nużyły), by dawkować sobie ową tyradę fantastyki. • Wiele tu przerysowań, niemożliwości i absurdów. Powietrzem na zewnątrz można normalnie oddychać, wyprawa poznawcza planety sprzyja znalezieniu wody zdatnej do picia, można przeżyć o własnym wikcie... A do wyżywienia i napojenia jest sześciu bezimiennych (z wyjątkiem Inżyniera Henryka) astronautów z Ziemi. Wylądowali, zaryli w ziemię, zniszczyli swoją rakietę. Zaczynają więc organizować wyprawy poza bezpieczne blachy pojazdu, czasem dzielą się na grupy i osobno eksplorują teren, by potem rozmawiać o swych odkryciach i planach na przyszłość. I owe rozmowy oraz opisy świata planetarnego są tak rozciągnięte i tak rozwleczone, że zdajesz sobie sprawę, że osiemdziesiąt stron nic się nie dzieje, tylko dialogi i analizy i nic nie idzie do przodu. Brak akcji. Tracisz zainteresowanie i ksiązką i światem kosmicznym i już jest ci nawet obojętne jak wyglądają owe "ludziki" z ufo. • Potwierdza się jednak powiedzenie, że nie każde miejsce człowiek zagarnie dla siebie. I basta. I niech tak zostanie.