Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
agnesto
Najnowsze recenzje
1
...
22 23 24
...
113
  • [awatar]
    agnesto
    Czy lektura „Króla” wnosi coś w życie czytelnika? Ba, czy wnosi cokolwiek w moje życie? Odpowiedź na drugie pytanie znam, stąd i moje mniemanie, że tym sposobem odpowiem i na pierwsze. Nic. Czas. Jaki poświęciłam książce Szczepana Twardocha był czasem straconym, wręcz bezpowrotnie zmarnowanym. Czasem, którym mogłam poświęcić na inną lekturę, dodam akcentując – inną lepszą od tej. Autor zbudował klimat powojennej Warszawy, co stanowi wielki plus tej powieści, klimat niemal plastyczny, lecz na tym owe plusy się kończą. Dominują minusy, mój niesmak i moje wielkie rozczarowanie. • Szczepan Twardoch, autor, stał się sławny kilka lat temu. Pokazywał się wszędzie, udzielał wywiadów, reklamował książki własnego pióra oraz manifestował swoim wizerunkiem – intelektualnego przystojniaka dbającego o każdy detal zarówno w pisanych powieściach, jak i starannej prezencji samego siebie. Dobry gust to podstawa, brzmi za pewne jego motto. Dla mnie ktoś taki pazurami walczy o byt i sławę, bo powieści jego pióra same się nie wybijają. Nie mają szans. Jemu się co prawda udało, o czym świadczy zdobyty status jednego z najlepszych pisarzy naszego polskiego poletka literackiego oraz zdobyte nagrody czytelnicze, ale i tym też można wiele zarzucić. • „Król” jest osadzony w tematyce żydowskiego półświatka, gangsterskiego podziemia (choć czasem ów żydówki klimat przeplata się z chrześcijaństwem, z jidysz, antysemityzmem, czy syjonizmem) i amatorowi trudno połapać się w tych mieszankach powieści. W tym całym miszmaszu, gdzie rządzą narkotyki, leje się wódka, prostytutki ulegają, a twoje miejsce w knajpie jest święte i nienaruszalne przez innego klienta. Kobiety są głupie, bite przez mężów w czterech ścianach własnych mieszkań, poniżane. Warszawa u Twardocha jest – bez owijania w ładne słowa – śmierdzącym silosem, kompostem społeczników. Nasza stolica spowita jest dusznym dymem tytoniowym, a korytami rzek płynie majona wódka. Brak poczucia własnej wartości, brak szacunku względem siebie, nie wspominając już o szacunku wobec innych. Tu wartość ma jedynie chwila obecna i zysk, najlepiej wymierny. Nic więcej. Byleby być na wierzchu. A że poleje się krew? Że będą ofiary? A czy to pierwszy raz? Wszystko kosztuje i wedle biblijnego przesłania, „coś za coś”. • Ta książka jest obleśna. • Sięgnęłam po nią tylko i wyłącznie z konieczności. Nie ukrywam – czekałam na petardę wyjątkowości. Wiele recenzji rozpływa się w anielskich zachwytach, a Twardoch jawi się w nich jako niebanalny pisarz, wyjątkowy wręcz, pisarz z wysokiej półki. Tak podeszłam do „Króla” i tak założyłam, że to będzie wyśmienita lektura. I co? Z mozołem dobiłam do sto pięćdziesiątej strony i poddałam się. Padłam na ring bokserski otumaniona szybkimi prawymi sierpowymi. I choć początek „Króla” mnie wkręcił, ba, wręcz bardzo zainteresował i udzielała mi się atmosfera sportowej ekscytacji walką na ringu. I choć poczułam się jak kibic siedzący obok Mosze Bernsztajna, późniejszego Mojżesza Inbara, patrzyłam na walczącego Jakuba Szapiro, mordercę na zlecenie, a kątem oka zerkałam na Kumę Kapicę, tak po setnej stronie straciłam cały entuzjazm. Gubiłam wątki, myliłam nowe postacie, stare zresztą też, bo pojawiają się inne ich imiona, nazwiska, czy pseudonimy. Nie łapiesz już ich przeszłości i wzajemnych korelacji. Żonglerka autora nijak ma się dla czytelnika, który nie zna żydowskiego półświatka powojennej Warszawy. Do tego wiecznie bicie, alkohol, poniżanie i mamona. I walka o władzę, o bycie Królem nawet we własnym domu.
  • [awatar]
    agnesto
    Ta książka została tak rozreklamowana przez Amerykanów, tak wychwalona i nawet wypromowana w kinach z racji ekranizacji, że powinna być - według mnie, starego mola książkowego - czymś na miarę przynajmniej powieści Kinga. Ale moje nadzieje i przy tym oczekiwania okazały się niczym przy spotkaniu z tą powieścią. Dlaczego? Bo po prostu uleciały tak szybko, jak się pojawiły. Oto wielce rozdmuchany wspaniały thriller okazał się niczym innym, jak trywialnie naciąganą historią, która zakrawa na dramat i komedię jednocześnie. Niektóre wątki są tylko "coś" warte, reszta to banalne perypetie zapychające strony "Kobiety w oknie", bo w końcu o objętość najczęściej chodzi. Jakby w objętości całe piękno i wspaniałość była skryta. A ta jest przegadana czasem niepotrzebnie, grafomańsko zapchana banialukami i niedorzecznymi zdaniami. Spotkałam się z opinią, że autor leczył się na depresję, stąd przypuszczanie, że pisanie stało się dla niego poniekąd częścią terapii lub samoleczenia, lecz to nie uzasadnia wedle mnie tej książki. „Kobieta w oknie” A. J. Finna to zbytecznie rozreklamowana powieść, która pochłonęła Amerykanów, którzy wedle mnie (proszę nie mieć do mnie żalu o szczerość, bo to jedynie mój osobisty pogląd) należą chyba do innego gatunku ludzi, prostego i bez ambicji. Proste historie, kolorowe buble i sklepy – to ich pasjonuje, stąd pewnie ich zachwyt „Kobietą w oknie”, czy „Greyem”. Aż zastanawiam się, jak odebraliby książki naszego Twardocha, czy Mrożka. • Główna bohaterka cierpi na lęk - zwany agorafobią - nie wychodzi z domu, wszelkie zakupy robi jej David, chłopak wynajmujący w kamienicy pomieszczenia piwniczne. On też wynosi śmieci, w których brzęczą prawie same puste butelki po wypitym winie. Anna Fox, bo tak się nazywa nasza główna postać, owym alkoholem popija leki przeciwdepresyjne, neuroleptyki i wiele innych, a fakt ich połknięcia często umyka jej uwadze i... zażywa ponownie. Jej jedyną pasją (jeśli tak można powiedzieć) zajęciem jest obserwacja sąsiadów z kamienicy na przeciwko. Robi im zdjęcia, a jednym słowem żyje ich życiem, bo swojego kompletnie nie ma. Są dni, że nie myje się, chodzi w szlafroku, a do tego po kilku dniach zaczyna śmierdzieć. To taka zapuszczona baba, której dobrze jest tak, jak jest, sama nie ma chęci ani nawet ambicji wyleczenia się. Alkohol działa i jest świetnie. Jednak wywołuje przyćmienia umysłu i zwidy, czasem nawet tak zwane "urwanie filmu" i wielogodzinne spanie. Ale obserwując sąsiadów, a konkretnie Russelów, którymi maniakalnie się wprost interesuje, staje się świadkiem morderstwa. Oczywiście policja jej nie wierzy, bo jakim świadkiem może być ktoś, kogo dom zalewają butelki po winie i na blacie stołu i pod nim? Jaka to wiarygodność? Do tego atak Alistera Russela, który wypiera się wszystkiego, bo... przecież jego żona żyje. • Nie będę pisać więcej o fabule, ten zarys w zupełności wystarczy. Książka to bowiem picie, leki, aparat fotograficzny, kot pod nogami i zapach potu własnego ciała. I nic poza tym. Czytasz i czujesz gorycz wstrętnego wina przepływającego przez gardło. Nuda podlewana alkoholem - taka jest moja ocena tej książki. Nic nie warta treść. Wiele znajdzie w niej coś dla siebie i z pewnością będzie mnie beształo za krytykę, niemniej jednak powiem otwarcie - szkoda na nią czasu (i życia). I mam nauczkę na przyszłość - nie ruszam powieści, które są bestsellerem w Ameryce – amen. I obym wyrwała w swym postanowieniu, nawet jeśli ekranizacja spędzi do kin miliony osób na świecie, a obsada będzie wprost oscarowa. Nie i koniec.
  • [awatar]
    agnesto
    Uwielbiam literaturę z północy, dlatego sięgnęłam po ten komiks-ksiązkę, cegłę nie dość, że grubą, to i ciężką. • Nie omieszkam wspomnieć, że wiele zachwytów na jej temat napotkałam i stąd moja ciekawość tego wydania. I co się okazało? Pomylenie peanów z faktem. Jestem zniesmaczona tą książką. Jest to historia chłopca, który dorasta patologicznym domu, poznaje życie, dorasta, rysuje komiksy, w których nie hamuje się co do tekstów, czy rysunków. Koledzy namawiają go do onanizowania, picia, bicia innych. Ojciec pijak, a on sam? Jakiś nieposkładany, nieobecny, wiecznie zdziwiony codziennością i kompletnie bierny na wszystko i wszystkich. To ktoś pozbawiony uczuć, emocji czy choćby planu na samego siebie. • Do tego w książce jest wiele wulgaryzmów, przekleństw i wstrętnych rysunków narządów człowieka, czy ludzkich twarzy. Ten komiks jest po prostu brzydki i odstręczający. • Nie polecam i tym bardziej nie zachęcam do czytania. Nawet oglądanie pozostawia niesmak i lepkość ...
  • [awatar]
    agnesto
    Tym razem moje ciało wraz z wyobraźnią udały się na wycieczkę do Krakowa. Jest rok 1519, zima, cała świta żyje przygotowaniami do świętowania Bożego Narodzenia. Dwa lata wcześniej przybyłam w orszaku Bony z rodu Sforza, obecnie Bony, która przybyła tu z Bari jako świeżo poślubiona małżonka Króla Zygmunta. Jestem hrabiną, albo czuję się nią, choć o mnie P.K. Adams nie pisze. Ja jestem tą, która wszystko obserwuje z dala, zza kurtyny. Wisła szumi za murami zamku, ciemne i szybko zapadające wieczory spowijają mury, w których zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Dochodzi do tajemniczych morderstw. Ofiarami stają się wyłącznie mężczyźni. Umierają możni tego dworu, zasłużeni i piastujący wysokie stanowiska ludzie o nienagannych manierach. Bliscy Króla i Królowej. O co w nich chodzi? Kto morduje? I to w zamku? Nad tym zastanawia się każdy lecz nader skrzętnie frapuje to hrabinę Caterinę Sanseverino, która sprawuje nadzór nad dwórkami usługującymi Królowej. Do pierwszego mordu dochodzi podczas świąt Bożego narodzenia. Potem podczas ucztowania nadejścia Nowego Roku. Ktoś, kto planuje i dokonuje czynów – wedle teorii samej Sanseverino – może tego dokonać i po raz kolejny. Nadchodzi święto Trzech Króli, będzie kulig, będzie uczta. Czy schemat będzie ten sam? Dwór zajęty biesiadowaniem nie dostrzeże nieobecności mordercy, który w tym czasie... ? Hrabina Sanseverino do prywatnego śledztwa wciąga Sebastiana Konarskiego, młodszego sekretarza króla Zygmunta. Domysły mnożą się wraz z każdym kolejnym dniem. Zło czai się wewnątrz pałacu. Zabija ktoś, kto zna wszystkich. Nie ulega wątpliwości, że każdy jest zagrożony. Że każdy ryzykuje własnym życiem, także hrabina. Dostaje pogróżki, boi się pić wina, które może być zatrute. Wszystko wskazuje na medyka królowej, na tego hochsztaplera „od siedmiu boleści”, lecz nagłe wydarzenia sprawiają, że nic już nie jest oczywiste. Zbyt wiele niewiadomych, zbyt wiele podejrzanych, a obserwacja ludzi nic nie wnosi. Każdy może być winnym, każdy może być ofiarą. • P.K. Adams sprawia, że z rozkoszą przeniosłam się w czasy panowania Bony. Wprowadziła mnie w mury zamku, zaprosiła do stołu biesiadnego, poczęstowałam mięsiwem i słodkościami z królewskiej kuchni. „Ciche wody” sprawiły, że moja wyobraźnia poczuła coś na miarę ekscytacji, pod palcami czułam szorstkość ścian mijanych przeze mnie korytarzy, wytężałam wzrok w ciemnych izbach, bo poblask pochodni nie zawsze przebijał się przez gęsty mrok. Przy każdym kroku słyszałam szum własnej sukni. A czy tym samym szukałam mordercy? Chyba nie, bo zafascynowana otoczeniem, jakie z wierną autentycznością nakreśliła P.K. Adams stanęłam obok. Byłam obserwatorem, kimś kto stoi trzy kroki z tyłu. • Plastyczność opisów, wystroju komnat, dań, czy układu zamku wraz z wszystkimi tajnymi - i nie tylko – przejściami, to wszystko mnie zachwyciło, oszołomiło. „Ciche wody” to powieść, która bazując na autentycznych postaciach snuje się poniekąd fikcją. W końcu książki i ich autorzy mają swoje prawa. Tutaj jest podobnie, acz szybko dodam, jedynie fabuła i wydarzenia należą do tych”zmyślonych”. Osoby, ich cechy charakteru, wygląd, czy piastowane urzędy, to fakty historyczne. Ta powieść to wspaniała mieszanka fikcji i faktów. Wysmakowane połączenie, które wodzi czytelnika za nos. Fascynuje wręcz. Do samego końca wybornie smakuje. I choć opinie na temat „Cichych Wód” są bardzo skrajne, to – nie powołując się na żadną z nich – wystawiam swoją. Ta książka to zapowiedź bardzo dobrej serii, serii powieści historycznych. I mam nadzieję, że będzie ona osadzona na ziemiach polskich, i że każda kolejna część będzie taka lub nawet lepsza.
  • [awatar]
    agnesto
    Tym razem moje ciało wraz z wyobraźnią udały się na wycieczkę do Krakowa. Jest rok 1519, zima, cała świta żyje przygotowaniami do świętowania Bożego Narodzenia. Dwa lata wcześniej przybyłam w orszaku Bony z rodu Sforza, obecnie Bony, która przybyła tu z Bari jako świeżo poślubiona małżonka Króla Zygmunta. Jestem hrabiną, albo czuję się nią, choć o mnie P.K. Adams nie pisze. Ja jestem tą, która wszystko obserwuje z dala, zza kurtyny. Wisła szumi za murami zamku, ciemne i szybko zapadające wieczory spowijają mury, w których zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Dochodzi do tajemniczych morderstw. Ofiarami stają się wyłącznie mężczyźni. Umierają możni tego dworu, zasłużeni i piastujący wysokie stanowiska ludzie o nienagannych manierach. Bliscy Króla i Królowej. O co w nich chodzi? Kto morduje? I to w zamku? Nad tym zastanawia się każdy lecz nader skrzętnie frapuje to hrabinę Caterinę Sanseverino, która sprawuje nadzór nad dwórkami usługującymi Królowej. Do pierwszego mordu dochodzi podczas świąt Bożego narodzenia. Potem podczas ucztowania nadejścia Nowego Roku. Ktoś, kto planuje i dokonuje czynów – wedle teorii samej Sanseverino – może tego dokonać i po raz kolejny. Nadchodzi święto Trzech Króli, będzie kulig, będzie uczta. Czy schemat będzie ten sam? Dwór zajęty biesiadowaniem nie dostrzeże nieobecności mordercy, który w tym czasie... ? Hrabina Sanseverino do prywatnego śledztwa wciąga Sebastiana Konarskiego, młodszego sekretarza króla Zygmunta. Domysły mnożą się wraz z każdym kolejnym dniem. Zło czai się wewnątrz pałacu. Zabija ktoś, kto zna wszystkich. Nie ulega wątpliwości, że każdy jest zagrożony. Że każdy ryzykuje własnym życiem, także hrabina. Dostaje pogróżki, boi się pić wina, które może być zatrute. Wszystko wskazuje na medyka królowej, na tego hochsztaplera „od siedmiu boleści”, lecz nagłe wydarzenia sprawiają, że nic już nie jest oczywiste. Zbyt wiele niewiadomych, zbyt wiele podejrzanych, a obserwacja ludzi nic nie wnosi. Każdy może być winnym, każdy może być ofiarą. • P.K. Adams sprawia, że z rozkoszą przeniosłam się w czasy panowania Bony. Wprowadziła mnie w mury zamku, zaprosiła do stołu biesiadnego, poczęstowałam mięsiwem i słodkościami z królewskiej kuchni. „Ciche wody” sprawiły, że moja wyobraźnia poczuła coś na miarę ekscytacji, pod palcami czułam szorstkość ścian mijanych przeze mnie korytarzy, wytężałam wzrok w ciemnych izbach, bo poblask pochodni nie zawsze przebijał się przez gęsty mrok. Przy każdym kroku słyszałam szum własnej sukni. A czy tym samym szukałam mordercy? Chyba nie, bo zafascynowana otoczeniem, jakie z wierną autentycznością nakreśliła P.K. Adams stanęłam obok. Byłam obserwatorem, kimś kto stoi trzy kroki z tyłu. • Plastyczność opisów, wystroju komnat, dań, czy układu zamku wraz z wszystkimi tajnymi - i nie tylko – przejściami, to wszystko mnie zachwyciło, oszołomiło. „Ciche wody” to powieść, która bazując na autentycznych postaciach snuje się poniekąd fikcją. W końcu książki i ich autorzy mają swoje prawa. Tutaj jest podobnie, acz szybko dodam, jedynie fabuła i wydarzenia należą do tych”zmyślonych”. Osoby, ich cechy charakteru, wygląd, czy piastowane urzędy, to fakty historyczne. Ta powieść to wspaniała mieszanka fikcji i faktów. Wysmakowane połączenie, które wodzi czytelnika za nos. Fascynuje wręcz. Do samego końca wybornie smakuje. I choć opinie na temat „Cichych Wód” są bardzo skrajne, to – nie powołując się na żadną z nich – wystawiam swoją. Ta książka to zapowiedź bardzo dobrej serii, serii powieści historycznych. I mam nadzieję, że będzie ona osadzona na ziemiach polskich, i że każda kolejna część będzie taka lub nawet lepsza.
Ostatnio ocenione
1
...
66 67 68
...
98
  • Kuchnia roślinna dla każdego
    Wałkowicz, Eryk
  • Araf
    Şafak, Elif
  • Ślady
    Małecki, Jakub
  • Znalezione nie kradzione
    King, Stephen
  • Świat w płomieniach
    Hustvedt, Siri
  • Pociąg do Darjeeling
    Anderson, Wes
Nikt jeszcze nie obserwuje bloga tego czytelnika.
KrakowCzyta.pl to portal, którego sercem jest olbrzymi katalog biblioteczny, zawierający setki tysięcy książek zgromadzonych w krakowskich bibliotekach miejskich. To miejsce promocji wydarzeń literackich i integracji społeczności skupionej wokół działań czytelniczych. Miejsce, w którym możemy szukać, rezerwować, recenzować, polecać i oceniać książki.

To społeczność ludzi, którzy kochają czytać i dyskutować o literaturze.
W hali odlotów Międ­zyna­rodo­wego­ Portu Lotniczego im. Jana Pawła II Kraków-Balice został uruchomiony biblioteczny regał – Airport Library! To kolejny wspólny projekt z Centrum Edukacji Lotniczej (CEL) Kraków Airport! Airport Library, czyli Odlotowa Biblioteka to bezpłatny samoobsługowy regał, z którego mogą korzystać pasażerowie oczekujący na lot. Można znaleźć na nim książki dla dzieci oraz dorosłych w wersji polskiej oraz obcojęzycznej. Udostępnione dzieła należy odłożyć na półki biblioteczki przed odlotem. • Książki na ten cel przekazała Biblioteka Kraków oraz krakowskie konsulaty, współpracujące z Instytutem Kultury Willa Decjusza nad Wielokulturową Biblioteką dla krakowian. • Konsulaty, które przekazały książki na regał Airport Library: Konsulat Generalny Węgier w Krakowie, Konsulat Generalny Republiki Federalnej Niemiec w Krakowie, Konsulat Republiki Indonezji w Krakowie, Konsulat Generalny USA w Krakowie, Konsulat Generalny Republiki Słowackiej w Krakowie oraz Konsulat Królestwa Hiszpanii w Krakowie. • Airport Library to kolejny wspólny projekt Centrum Edukacji Lotniczej (CEL) Kraków Airport i Biblioteki Kraków. Obie instytucje rozpoczęły współpracę w maju 2022 roku, podczas Święta Rodziny Krakowskiej. W czerwcu w CEL została otworzona stała biblioteczka o tematyce podróżniczej „Odlotowa biblioteka” działająca na zasadzie book­cros­sing­owej­. Od lipca w filiach Biblioteki Kraków rozp­owsz­echn­iane­ są egzemplarze kwartalnika „Airside” wydawanego przez CEL Kraków Airport.
foo