Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Czytając Synowi książki zawsze jestem tuż przy nim. To nasze wspólne chwile. Czytanie nie jest wyłącznie sposobem na zabicie czasu czy poznanie świata; przede wszystkim to poznawanie własnego Dziecka jest dla mnie absolutnie kluczowe. Kątem oka podpatruję jego reakcje. Doświadczam niemal na sobie na sobie zmian w jego dziecięcym ciele: czuję napinanie wewnętrznych strun i symfonię emocji grających mu w duszy. Ten Mały Człowiek to najwspanialsze dzieło stworzenia - a ja mam zaszczyt móc go z uwagą i fascynacją odczytywać.
Czytam też samej sobie. Dla rozrywki, poznania lub ubogacenia duchowego. Potrafię docenić każdy typ książki, jeśli dzieło jest dobre, zapada w pamięć i zostawia we mnie choćby swoisty wodny znak. Sięgam też po te, które pozornie kaleczą czytelnika. To nieoceniona kuracja dla niegdyś zmartwiałej duszy. Parę wybitnych książek przewartościowało mój system wartości i sprawiło, że zmieniłam sposób postrzegania świata. Lektury otwierają mnie na świat. Dzięki nim jestem, kim jestem i gdzie jestem. Świat znów potrafi mnie zdumiewać.
Jednak wciąż to kiążka, która otwiera przede mną moje Dziecko i mnie samą, która scala nasze myśli i jednoczy we współodczuwaniu, pozostaje dla mnie czymś najcenniejszym, co mogę nam ofiarować w prostocie życia; wspólna lektura to najbardziej wartościowy prezent.
-
Opowiadanie o pięciopsiaczkach czytało mi się bardzo źle. • Nie dość, że działała mi na nerwy postać babci ukłądającej w każdej sytuacji słabe wierszyki, to jeszcze pojedyncze rymy pojawiały się znienacka wplecione w prozatorską narrację. Sama historia jest tak przegadana, że szczerze mnie unudziła. Nie wnosi niczego szczególnego do życia czytelnika, nie ma żadnych walorów dydaktycznych, poza jedną wartościową myślą - że stworzeń, za które jesteśmy odpowiedzialni, nie oddajemy w przypadkowe ręce. • Dialogi nużą, z drugiej strony są jak wyjęte z życia przeciętnego dziecka. U każdego w domu zdarzają się zapewne takie swobodne, niezobowiązujące i często do niczego nie prowadzące wymiany zdań. Do stanu równowagi brakuje rozmów poważnych i nieco bardziej sensownych - nie chce mi się wierzyć, że tylko nieliczni rozmawiają z dziećmi, a nie jedynie bajdurzą całe dnie o niczym, a z lektury taki obraz się wyłania. • Jest to pozycja niemal bezprzemocowa - "niemal", bo bratu zdarza się dokuczyć lub przedrzeźnić siostrę. Są to na szczęście sytuacje epizodyczne. • Książeczka zyskuje nieco na wartości dzięki naprawdę sympatycznym ilustracjom. Żałuję, że nie odnalazłam w niej niczego więcej. Tyle z perspektywy rodzica. • Syn dla odmiany słuchał czytanki z umiarkowanym zainteresowaniem, ze dwa razy w odpowiedzi na jakiś rym babci nawet się zaśmiał pod nosem. Jak więc widać, młodszy odbiorca (4 lata) może jednak cokolwiek z lektury pozytywnego wynieść.
-
Doceniam wciągającą narrację i utrzymywanie kontaktu z czytelnikiem. Książka stanowi także cenny i obszerny zbiór naprawdę ciekawych informacji, o które ciężko gdziekolwiek indziej. Udostępnia wiedzę na temat świata roślin jak żadna inna pozycja popularnonaukowa dla dzieci. • Nie przepadam natomiast za stylem i perspektywą przyjętą przez autora (nie tylko w tej książce), a konkretnie silną antropomorfizacją roślin poprzez liczne porównania i odniesienia do świata ludzkiego. Małe ustka drzewek (aparaty szparkowe), drzewne przedszkola czy drzewny internet - tego typu określenia zupełnie do mnie nie trafiają. Zarówno ja jak i Młody Czytelnik radzimy sobie bez tego typu sformułowań, rozmawiając o świecie organizmów żywych. Od popularnonaukowej pozycji oczekiwałabym więcej profesjonalizmu; nie tylko człowiek i to, co ludzkie, jest warte uwagi i ciekawe. • Generalnie uważam, że prezentując dziecku jakąś dziedzinę wiedzy, nie wszystko trzeba przyrównywać do znanych mu mechanizmów, by lepiej zrozumiało. Czasem może to wręcz przeszkodzić w docenieniu i uszanowaniu odmienności innych organizmów i różnorodności świata w ogóle, a człowieka niechcący stawia "ponad wszystkim". Młodzi i mali ludzie są naprawdę chłonni i nieograniczeni w zdobywaniu wiedzy. Gdybyśmy świat wciąż przedstawiali im z perspektywy krzesełka i kaszki, nie rozwijaliby się. Może to sztywne umysły dorosłych bardziej takich zabiegów potrzebują?... • Książka nie jest przemyślana konstrukcyjnie; ciekawostki na marginesach są interesujące, ale często pozostają w zupełnym oderwaniu od treści głównej. Czytelnik pozostaje przed wyborem: wytrącać się z rytmu by zyskać nieco więcej "smaczków"? Traci się przy tym wątek lub koncentrację na zagadnieniu wiodącym. Odpuścić i wracać do tych odrębnych treści pod koniec rozdziału? Można coś przegapić, zapomnieć. Żadne rozwiązanie nie będzie dobre. • Innej noty dać nie mogę. Mimo to polecam.
-
Nie zawiodłam się na lekturze tej książki, a oczekiwania miałam niemałe - chciałam od niej dokładnie tego, o czym zdawały się świadczyć recenzje. • Choć od pierwszych stron główna bohaterka wzbudziła moją antypatię (tej pani nie da się polubić), z przyjemnością w jeden dzień śledziłam jej postępowanie i cięte uwagi, które prowadziły do rozszyfrowania zagadki. Zagadki, której rozwiązania można się w pewnym momencie domyśleć, co nie przeszkadza jednak w dalszym czytaniu z zaciekawieniem. Te parę zaskakujących i nieprawdopodobnych zwrotów akcji, ciekawe ludzkie portrety i lekki, czarny humor skutecznie wciągają. • Dla mnie lektura okazała się wręcz lekarstwem na kiepski dzień; skutecznie oderwała od myślenia o troskach i wprawiła w lepszy nastrój, parę razy wywołała nawet lekkie parsknięcie śmiechem. • Polecam jako odrywacz od codzienności i lekką rozrywkę.
-
Historia może i fantazyjna, ale bez polotu. Każdy z odrobiną wyobraźni mógł ją napisać, niczym się nie wyróżnia. Nam zdecydowanie nie przypadła do gustu. • Osobiście nie dostrzegam w tej opowieści żadnej wartości; jeśli już nawet traktuje o przyjaźni, to w wypaczonej formie - zawieranej na szybko z pierwszym lepszym napotkanym uprzejmym (albo i nie) stworzeniem. Jedno pomoże, inne dokuczy. Każde, spotkane raz, od razu obwołane zostaje "przyjacielem". Mnie to nie przekonuje, nie takie wzorce chcę prezentować dziecku. Chciałabym, by książka o przyjaźni mówiła o przyjaźni, a nie o przypadkowych, przygodnych znajomościach. • Zaskoczeniem była dla mnie warstwa wizualna. Po wszędzie chwalonych ilustracjach autorstwa Emilii Dziubak spodziewałam się o wiele więcej. Te na mnie wrażenia nie zrobiły żadnego, a na Młodym Czytelniku wręcz złe; już na początku lęk i niepokój wzbudził w nim wizerunek jednego ze stworów i musiałam zapewnić, że to nie jest straszna bajka. • Lektury nie dokończyliśmy, synek sobie tego nie życzył a ja odetchnęłam z ulgą.
-
To jedyna książka o przygodach wróbelka Elemelka, która mnie nie ujęła. Nie jest zła, ale wypada dużo słabiej od pozostałych. W treści znaleźć można powtarzające się zwroty, jakby twórczyni brakło pomysłu na inne rymy. Albo też do rymu użyte są słowa zupełnie nieprzystające do treści. Narracja w odbiorze jest melodyjna i rytmiczna, więc dziecko może nie będzie źle odbierało tych "fałszywych nut", jednak dorosłej osobie, czytającej na głos, lektura już nie sprawi takiej przyjemności jak pozostałe części przygód. Jest tu też w stosunku do innych książeczek o Elemelku więcej niepokoju, wypadków i stresujących sytuacji - na szczęście o "niedużej skali rażenia", więc dziecka nie straumatyzują, ale wzbudzą emocje.