Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
majuskula
Najnowsze recenzje
1
...
12 13 14
...
44
  • [awatar]
    majuskula
    Piotr Kościelny awansuje na jednego z najbardziej interesujących współczesnych pisarzy polskich. To stwierdzenie opieram na całej masie pozytywnych recenzji dotyczących jego książek. W końcu nadszedł czas, abym ja sama mogła wyrobić sobie własne zdanie, przy okazji premiery nowej powieści, zatytułowanej prosto — „Zaginiona”. I tutaj przychodzi zaskoczenie, ponieważ opinie są teraz dość mieszane. Dlatego tym mocniej zaciekawiła mnie ta publikacja, lubię niej­edno­znac­znoś­ć. Już po skończonej lekturze muszę przyznać, że w sumie rozumiem pewien fenomen autora. Bo pisze naprawdę nieźle, co może wyczuć nawet taki laik w kwestii thrillerów, jak ja. Zawsze uważałam, iż najważniejszą zaletą tego typu książek jest umiejętność trzymania czytelników w napięciu. A właśnie to dostajemy. Fabuła była frapująca aż do zakończenia. Czego chcieć więcej? A, znajdzie się kilka kolejnych dobrych cech, o których wspomnę za moment… • Całość napisano dość surowym językiem, choć jednocześnie dbałym o szczegóły, tak ważne dla akcji. Autor ma dar do przenoszenia czytelnika w wykreowany świat. Odnosi się wrażenie, że rzeczywiście patrzymy na przedstawione otoczenie oczami bohaterów, idziemy tymi samymi ścieżkami. Duszna atmosfera, wzbudzająca poczucie niepokoju, nieb­ezpi­ecze­ństw­a czyhające na każdym kroku… Dlatego sądzę, iż tę książkę najlepiej czytać późną nocą, gdy nie musimy rano się zrywać z łóżka. Wówczas maksymalnie wyciągniemy z powieści to, co najistotniejsze. Sporo wątków wydaje się być początkowo fantazyjnymi, ale prędko rozumiemy, że tam wszystko jest możliwe. Zadbano o dużą dozę niespodzianek! • Właściwie, „Zaginiona” w pewien sposób smuci. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, lecz trzeba przyznać, iż Piotr Kościelny nie bawi się w słodziutkie momenty, gdzie bohaterów ochrania niewidzialny pancerz, ratujący ich z każdej opresji. Trochę łez, trochę złamanych życiorysów. Tak, jak wszystko wygląda naprawdę. W gruncie rzeczy, mamy do czynienia z powieścią całkiem realistyczną. Wszakże Kościelny od lat działa w branży dete­ktyw­isty­czne­j, zna to środowisko od podszewki, przy pisaniu zdecydowanie korzystał z własnych doświadczeń. Jak mógłby inaczej? • Tomasz Świderski, czyli bohater próbujący rozwikłać główną zagadkę, to postać po brzegi wypełniona osobistymi problemami. Walczy z alkoholizmem, a sprawa zaginionej Agnieszki jest dla niego swoistym bodźcem do ostatecznego pokonania nałogu. Wiem, że wielu narzekało na zbyt banalny wątek, jednak moim zdaniem, „Świder” został fajnie rozpisany. Nieco lepiej od naszego „ukochanego” psychopaty, chwilami mało roztropnego. Zabrakło mi szerszej perspektywy na aspekty psychologiczne, które zawsze mnie frapują. Nie tylko mnie, zresztą. Aczkolwiek interesująco wypadł Krzysztof, ofiara systemu, będący jasnym dowodem na fakt, jak łatwo można zniszczyć komuś życie. Znamy podobne przypadki z mediów, choć ciągle wydają się nierealne. Nic bardziej mylnego… • Krótkim słowem podsumowania, „Zaginiona” Piotra Kościelnego to idealna propozycja dla wszystkich fanów thrillerów, nawet tych osób, które są już doskonale zaznajomione z gatunkiem. Cieszy mnie, że polscy autorzy zaczynają dorównywać słynnym Skandynawom, gdy chodzi o „powieści z dreszczykiem”. Będę obserwować dalszy rozwój kariery pisarza, trzymam za niego kciuki i myślę, iż ma w zanadrzu jeszcze sporo pomysłów na kolejne fabuły. Klasyczne kryminały, ale posiadające w sobie głębię, odrobinę wzruszeń…
  • [awatar]
    majuskula
    Slavoj Žižek został niegdyś określony jako „światowej sławy enfant terrible antykapitalizmu”. I rzeczywiście, to wyrażenie nie odbiega od prawdy, gdy śledzimy karierę słoweńskiego filozofa, jego ogólny rozwój. A ja czytałam dużo o Slavoju, równocześnie przypadkowo unikając samej twórczości. Teraz (w końcu) nadarzyła się okazja do sięgnięcia po najnowszą publikację. Bardzo aktualną, bo dotyczącą tematu, który od kilku miesięcy spędza wielu sen z powiek — koronawirus. Ciągle pojawiają się nowe informacje, często sprzeczne, autorzy rozpoczęli pewien wyścig. Rynek wydawniczy konsekwentnie zostaje zalewany kolejnymi książkami, gdzie COVID-19 gra główną rolę. Fakt, sporo tych pozycji napisano na przysłowiowym kolanie, bez większej wartości merytorycznej. A jak to jest w przypadku Žižka? „Pandemię!” przeczytałam w parę godzin, a z recenzją miałam/mam kłopot. Ponieważ już doskonale rozumiem, że obserwacje autora są całkiem istotne. • Istotne, lecz wiem też, iż sam filozof należy do postaci, które są albo kochane, albo znienawidzone. Dlatego lektura trafi do konkretnego grona osób, fanów jego humoru, anegdot, a tych ostatnich nie brakuje. Pisząc o koronawirusie Žižek skupia się na stanie rzeczy i jego relacji z głównymi trendami filozoficznymi, nie zapominając o rekomendacjach filmowych oraz literackich, pomagających pojąć kontekst kulturowy przedstawianych przez niego opinii. Bardzo zainteresowało mnie metaforyczne porównanie choroby do wojny. Obie niezrozumiałe, ale często wynikające z siebie nawzajem, choć chwilami w mglistym sensie. Czy COVID-19 może być pożywką dla rasistów? Według autora, tak. • Czytając różne recenzje wydaje mi się, że to Slavoj Ž. w swojej najmniej prowokacyjnej i najmniej sensacyjnej formie. Sprawnie punktuje poszczególne problemy naszego aktualnego systemu świata, gdzie choroby i powstające z nich konsekwencje ciągle trafiają w biednych. Równocześnie, jest dość optymistyczny w swoich założeniach, uważając, że teraz, gdy cywilizacja zatrzymała się w nieoczekiwany sposób, ludziom może być łatwiej wyobrazić sobie, iż da się dokonać ogromnych zmian w naszych życiach. Jeszcze nie wiem, czy się z nim zgadzam. Chociaż, naturalnie, chciałabym. • Całość sprawia wrażenie szybkiego przepływu myśli, co jednak nie ujmuje logiczności wypowiedzi. Žižek wielokrotnie podkreśla, jak ważne jest zrozumienie faktu, że aktualnie wszyscy płyniemy tą samą łódką. Czy wprost do wodospadu? Jego zdaniem, radykalne zmiany już są w toku, lecz tylko od ludzi zależy, czy znają w sobie siłę, aby zawalczyć o dobrą przyszłość dla siebie oraz swoich dzieci. A tak właściwie, o jakąkolwiek przyszłość, inaczej czeka nas zagłada klimatyczna. Niewyobrażalne, ale pamiętajmy, iż jeszcze parę miesięcy temu wirusy kojarzyły nam się głównie z komputerami. Ograniczony konsumpcjonizm to pierwszy krok. Teraz wiemy, że życie z „okrojonymi” potrzebami jest realne. • Daleko mi do znawcy ekonomii i polityki, więc nie będę robić z siebie eksperta, dokładnie pojmującego wszystko, co przytoczono w tej książce. Aczkolwiek nawet ja umiem zauważyć kilka celnych „strzałów” w teoriach pisarza. „Pandemia!” z pewnością zachwyci grono jego stałych miłośników, choć sądzę, że warto sięgnąć po tę pozycję również wtedy, gdy nazwisko Žižka ledwo obiło nam się o uszy. Lektura na dwie godzinki, a może skłonić do własnych, naprawdę interesujących wniosków. I zachęcić do dyskusji.
  • [awatar]
    majuskula
    Seweryny Szmaglewskiej nie muszę już przedstawiać. Osoby regularnie zaglądające na mojego bloga chyba wiedzą, jak ogromne wrażenie zrobiły na mnie „Dymy nad Birkenau”. Teraz w nasze ręce trafia kontynuacja tej książki, czyli publikacja zatytułowana „Zapowiada się piękny dzień”. Brzmi optymistycznie? A proszę mi uwierzyć, że po raz kolejny należy przygotować się na wręcz wielką dawkę poważnych emocji. Nie, poprzednia część zdecydowanie nie jest w stanie w jakiś sposób „znieczulić” na wszechobecną tragedię, dodatkowo wzmocnioną prawdziwą siłą, walką o przetrwanie okrutnie trudnych chwil. Dlatego sięgnijcie po tę historię, gdy poczujecie, iż jesteście w pełni gotowi na udźwignięcie całej palety uczuć. Mamy lato (dość chłodne, ale jednak), a czytam o mrozie oraz śniegu… Szmaglewska tak umiejętnie wszystko opisała, potrafiąc w pewnym stopniu przenieść nas w tamte przerażające dni sprzed lat. • Przyznam, że ciężko tworzy się podobne recenzje. Bo jak można oceniać pod względem technicznym książki, które aż do bólu poruszają swoją treścią? Niemniej jednak, muszę oddać Serwerynie Szmaglewskiej — naprawdę umiała pisać. W sposób przejmujący oraz poetycki, a „Zapowiada się piękny dzień” jest tego ostatecznym dowodem. Autorka zawoalowała historię w jeszcze bardziej fabularną formę, dodając sporo dialogów, rysu bele­trys­tycz­nego­. Niestety, chciałabym, aby to była „tylko” powieść, koszmar wykreowany wyłącznie w pisarskim umyśle. Ale tamte okrutne czasy rzeczywiście miały miejsce, naznaczając na zawsze miliony rodzin. Dzisiaj możemy o nich czytać z wygodnego fotela, czując niedowierzanie… • Wielkim atutem twórczości Szmaglewskiej jest jej podejście do ludzi. Doskonale wiedziała, że jako gatunek daleko nam do czarno-białych motywów, wszyscy mamy w sobie pokłady i dobra, i zła. A tylko od nas zależy, w którą stronę zapragniemy pójść. Pisarka uniknęła stygmatyzacji, wyraźnie pokazując, iż nawet Niemiec potrafił pomóc, wstydząc się za to, co robią jego bracia. Mimo wsze­chog­arni­ając­ej śmierci, sporej liczbie osób udało się zachować człowieczeństwo, poprzez podzielenie ostatnim kawałeczkiem chleba, ostatnim skrawkiem odzieży. Czytając sama myślałam o tym, czy byłabym w stanie udźwignąć takie poświęcenie? • Treść tej publikacji jasno pokazuje nam, jak ogromna jest potrzeba wolności. Bohaterki nawet za cenę zostania zamordowanymi marzyły o zaznaniu poczucia, że w końcu mogą robić to, co zechcą. Wbrew głodowi, przeraźliwemu zimnu, niedostatkowi. I dość brutalnie, muszę przyznać — trudno mi przyklaskiwać nawałowi współczesnych powieści, „opieranych na faktach”, gdzie Auschwitz staje się w oczach autorów romantycznym tłem dla losów postaci. To kompletnie bezsensowne. Dlatego zachęcam, aby lepiej sięgnąć po twórczość Seweryny Szmaglewskiej. Jest źródłem istotnych informacji, a przy tym wciąga, pochłania, pozostawia czytelnika w stanie wielkiego wzburzenia oraz wzruszenia. Czego więcej żądać od tego typu literatury? Zawiera w sobie wszystko, co potrzebne. • Uważam, bez cienia wątpliwości, że powinniśmy przeczytać książki Seweryny Szmaglewskiej dotyczące jej obozowych przeżyć. To nieskończenie istotna literatura, sprawiająca, iż możemy pamiętać o tym, do czego doprowadza chora ideologia. Pamiętać o ludziach, którzy żyli w tragicznych czasach, gdy nie da się było spokojnie myśleć o kolejnym dniu. A nawet godzinie. Zawsze musimy oddawać głos ofiarom, nie ich oprawcom. Wstrząsające lektury, ale będę wracać do obu części. Opowiadać o nich bliskim i dalekim. Niechaj egzemplarze trafią do innych.
  • [awatar]
    majuskula
    Z jakiegoś dziwnego powodu uroiłam sobie, że poprzedni tom będzie finalnym. A tu, proszę. Niespodzianka! Znowu, i to w niedługim odstępie czasu, trafiamy do świata książąt, księżniczek oraz ich romansów. Z moich obliczeń wynika, iż już po raz czwarty. Ponownie przyznam się, czuję słabość do tej serii, mimo jej leciutkiej banalności, prze­widy­waln­ości­. Cóż, wszyscy mamy na sumieniu pewne „grzeszne przyjemności”, używając modnego ostatnio terminu. A lato jest idealną porą na książki miłe w odbiorze, które nie wymagają od nas ogromnej dawki koncentracji. Momentami lubię się odprężyć przy podobnej lekturze, tylko po to, aby przenieść się do miejsca, gdzie zawsze możemy liczyć na pozytywne zakończenie, uroczych bohaterów, walczących z przeciwnościami złego losu. A powieści Nory Roberts to ta „wyższa półka” romansideł. Owszem, ten dział istnieje, potwierdzam! • Kiedyś, przy okazji jednej z poprzednich recenzji, wspominałam właśnie o klasyfikacji literatury stworzonej z myślą o mniej wymagającego odbiorcy. Znowu poruszę ten temat dla tych, którzy wcześniej nie mieli możliwości zapoznać się z moją opinią. Mianowicie, zauważyłam tendencję do automatycznego skreślania takich pozycji, nadawania im krzywdzących łatek, poprzez pryzmat współczesnych autorów. A Nora Roberts albo Danielle Steel to swoiste klasyki! Z czasów, gdy hurtowo produkowano książki, zgadza się. Lecz zawsze dbano o to, aby miały w sobie jakiś przekaz, sens. Dlatego lubię do nich sięgać, wbrew uprzedzeniom. Szkoda życia na ograniczanie się, wstydzenie i pozy. • Wracając już do tej części — początkowo sądziłam, że rzeczywiście, będzie jedną z gorszych w całej serii. Ale miło się zaskoczyłam, gdyż Camilla awansowana na moją ulubioną bohaterkę. Dość tradycyjnie, to kolejna z dziewcząt, która pragnie poznać „prawdziwe życie”, daleko od blichtru i zainteresowania jej osobą. Aczkolwiek jest w niej coś uroczego, co sprawia, że z przyjemnością czytałam o przygodach Cam. W tym tomie zabrakło wątku sensacyjno-kryminalnego popularnego w poprzednich. Fajna odmiana, pełna uwaga na relacjach damsko-męskich, podanych w słodki, lecz nie przesłodzony sposób. • Konflikt między parą głównych bohaterów obserwuje się z dziwną satysfakcją, mimo tego, iż doskonale zdajemy sobie sprawę z ich nieuchronnej miłości, pożądania. Oboje są niesamowicie inteligentni, utalentowani w kilku dziedzinach, pozornie pochodzący z różnych światów. Całkiem typowo dla romansów, potrafią odnaleźć iskrę namiętności. Niemniej jednak, ich słowne przepychanki są przezabawne. Brak zagadek kryminalnych nie nadaje akcji miałkości, czego trochę się obawiałam, przyznaję. Zapewne poro osób sięgnęło po ten tom nie wiedząc, że jest częścią cyklu. Spokojnie, również możecie zacząć czytać w taki sposób, bez problemu zrozumiecie fabułę. To zupełnie inna historia, po prostu mająca powiązania z poprzedniczkami. • „Błękitna krew” to dla mnie lektura iście wakacyjna. Dobra do zabrania ją na plażę, poczytania pod parasolem albo też poświęcenia jej jakiegoś deszczowego dnia. Wybór należy do Was! Ze swojej strony gorąco polecam cały cykl i namawiam, aby naprawdę nie spoglądać na niego przez pryzmat „tanich romansideł”. Aczkolwiek rozumiem, gdy ktoś rzeczywiście nie lubi podobnej literatury. Wówczas warto podarować książkę mamie, cioci, babci. Nawet bez okazji. Kto wie, może same zakochają się w twórczości Nory Roberts?
  • [awatar]
    majuskula
    Zawsze mam pewien szczególny problem z bestsellerami. Z jednej strony, interesują mnie, jak większość literackiego światka. Z drugiej, boję się rozczarowania, bo wielokrotnie trafiałam na naprawdę przereklamowane powieści. Tym razem, postanowiłam zaryzykować i dać szansę debiutowi Casey McQuiston. Z czystej ciekawości przejrzałam zagraniczne recenzje. Przyznaję, nie spodziewałam się aż totalnej masy zachwytów. Dosłownie. Wówczas zaczęłam się zastanawiać, czy ta pozycja zostanie podobnie odebrana w Polsce, ze względu na różnice kulturowe. Ale widzę, że niepotrzebnie zapędzałam się w takie rozważania, bo również w naszym kraju „Red, White & Royal Blue” zaczyna święcić triumfy. A jakie są moje odczucia tuż po skończonej lekturze? Przede wszystkim, całość czyta się fenomenalnie szybko, co pozytywnie zaskakuje. Dobry znak. No, jednak to chyba za mało, aby oceniać? W porządku, zdradzam: ja też przepadłam w odmętach zauroczenia. • Cholera, nieustannie otaczają mnie książki opowiadające o płomiennym romansie pomiędzy kobietą a mężczyzną. A u Casey mamy ciekawą odmianę, ważną w ciągu ostatnich napiętych tygodni, gdy temat LGBTQ+ nie schodzi z ust oraz klawiatur. Dodatkowo, muszę wspomnieć, iż właśnie czerwiec jest miesiącem poświęconym temu zagadnieniu, więc macie kilka dni, by sięgnąć po powieść w ramach obchodów! I odprężenia, ponieważ fabuła wypada lekko, dowcipnie, i zdecydowanie nie prześmiewczo, co koniecznie podkreślam! Cieszę się, że autorka nie podeszła do kwestii homoseksualizmu oraz biseksualizmu w sposób dość stereotypowy, co często się zdarza, jeszcze pogłębiając poważny problem zrozumienia oraz edukowania. • Dosłowne lata temu czytałam „Dziewczynę Ameryki”. Czy ktoś z Was pamięta perypetie Samanthy Madison, która zakochała się w synu prezydenta Stanów Zjednoczonych? Jeśli tak, to pewnie pojmiecie moje rozrzewnienie spowodowane lekturą „Red, White & Royal Blue”. Przez momencik znowu poczułam się niczym tamta nastolatka, zaśmiewająca się z przygód Sam. Bo Henry i Alex sprawiają równie urocze wrażenie. Lecz napiszę o nich więcej za chwilę. Nie mogę oceniać stylu McQuiston, gdyż dotarły do mnie informacje o błędach w tłumaczeniu. Dlatego postaram się o oryginał. • To romantyczna książka, choć pełna dobrego smaku. Uwielbiam bohaterów, zwłaszcza Henry’ego, który finalnie nie bał się złamania konwenansów. Stale odczuwający ciężar oczekiwań, stawianych mu przez familię i jego kraj. A nawet bez fikcyjnej fabuły wiemy, jak egzystencja w rodzinie królewskiej może być trudne. Naturalnie, nie da się pominąć całej gamy postaci pobocznych, istotnych dla odpowiedniego poprowadzenia akcji. Zazdroszczę tych wszystkich wspierających przyjaciół. Czy mamy do czynienia z powieścią prze­idea­lizo­waną­? Troszkę. Jednak chyba chciałabym żyć w podobnym świecie. Teraz łatwo zauważyć, jak wiele pracy jeszcze przed nami. Więc to śmiech przez łzy. Niby zabawna pozycja, a dobijająca. Cóż, do dzieła. • „Red, White & Royal Blue” to świetna propozycja dla osób lubiących publikacje dowcipne, po brzegi wypełnione cudownymi bohaterami i zwyczajnie fajnymi sytuacjami. Wiem, że sporo czytelników zakocha się w tej opowieści, a może nawet będzie to jedna z ich ulubionych? Casey McQuiston stworzyła książkę, która dużo znaczy dla mnóstwa ludzi. Literatura wybitna? Niekoniecznie. Aczkolwiek zdecydowanie potrzebna w naszym pokręconym świecie, gdzie widok dwóch mężczyzn idących za rękę kogoś obrzydza.
Niepożądane pozycje
Brak pozycji
CheshireCat
KrakowCzyta.pl to portal, którego sercem jest olbrzymi katalog biblioteczny, zawierający setki tysięcy książek zgromadzonych w krakowskich bibliotekach miejskich. To miejsce promocji wydarzeń literackich i integracji społeczności skupionej wokół działań czytelniczych. Miejsce, w którym możemy szukać, rezerwować, recenzować, polecać i oceniać książki.

To społeczność ludzi, którzy kochają czytać i dyskutować o literaturze.
W hali odlotów Międ­zyna­rodo­wego­ Portu Lotniczego im. Jana Pawła II Kraków-Balice został uruchomiony biblioteczny regał – Airport Library! To kolejny wspólny projekt z Centrum Edukacji Lotniczej (CEL) Kraków Airport! Airport Library, czyli Odlotowa Biblioteka to bezpłatny samoobsługowy regał, z którego mogą korzystać pasażerowie oczekujący na lot. Można znaleźć na nim książki dla dzieci oraz dorosłych w wersji polskiej oraz obcojęzycznej. Udostępnione dzieła należy odłożyć na półki biblioteczki przed odlotem. • Książki na ten cel przekazała Biblioteka Kraków oraz krakowskie konsulaty, współpracujące z Instytutem Kultury Willa Decjusza nad Wielokulturową Biblioteką dla krakowian. • Konsulaty, które przekazały książki na regał Airport Library: Konsulat Generalny Węgier w Krakowie, Konsulat Generalny Republiki Federalnej Niemiec w Krakowie, Konsulat Republiki Indonezji w Krakowie, Konsulat Generalny USA w Krakowie, Konsulat Generalny Republiki Słowackiej w Krakowie oraz Konsulat Królestwa Hiszpanii w Krakowie. • Airport Library to kolejny wspólny projekt Centrum Edukacji Lotniczej (CEL) Kraków Airport i Biblioteki Kraków. Obie instytucje rozpoczęły współpracę w maju 2022 roku, podczas Święta Rodziny Krakowskiej. W czerwcu w CEL została otworzona stała biblioteczka o tematyce podróżniczej „Odlotowa biblioteka” działająca na zasadzie book­cros­sing­owej­. Od lipca w filiach Biblioteki Kraków rozp­owsz­echn­iane­ są egzemplarze kwartalnika „Airside” wydawanego przez CEL Kraków Airport.
foo