Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
Robert MacGregor Blade, znany wśród bliskich jako „Mac”, jest synem znanych z poprzednich tomów Sereny i Justina. Gdy w zarządzanym przez Roberta kasynie pojawia się niepozorna Darcy, wszystko ulega zmianie. Kobieta wygrywa szaloną sumę pieniędzy, z czym nie do końca sobie radzi. Ale, na szczęście, może liczyć na pomoc całego klanu MacGregorów! • Oto kolejna z lekkich powieści autorstwa Nory Roberts, którą w pewnym sensie podziwiam za to, ile fabuł wymyśliła na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. Owszem, każda ma praktycznie tę samą budowę, ale równocześnie potrafi wciągnąć. A u MacGregorów z rozbawieniem możemy obserwować intrygi Daniela, seniora rodu, będącego najwybitniejszym ze swatów. Istota jego życia? Miłość, oczywiście, czym skutecznie „zaraża” swoje dzieci oraz wnuczęta. „Robert” jest historią zbudowaną na kanwie klasycznego biednego Kopciuszka, zrządzeniem losu trafiającego na przystojnego kawalera, wpływowego, a przy tym w głębi serca po prostu dobrego. • Zazwyczaj, gdy chodzi o książki Roberts, to mam wrażenie, że postaci przez większość czasu zachowują ten sam charakter, zmieniając wyłącznie poglądy. Dlatego z radością zauważyłam ewolucję Darcy, najpierw przerażonej młodej kobiety, a finalnie osoby umiejącej korzystać ze swoich nowo nabytych możliwości. To chyba jedna z moich ulubionych bohaterek pośród MacGregorów, miło się wyróżnia, bez niej cała powieść byłaby zdecydowanie słabsza. • Reasumując, „Robert” jest propozycją świetną dla amatorów twórczości Nory, dla czytelników przepadających za książkami przyjemnymi, niewymagającymi specjalnego skupienia. Zwłaszcza teraz, u schyłku upalnego lata.
-
Niektórzy ludzie są po prostu pechowi. Mimo dobrych chęci, nie mogą zmienić losu, bo ten ich zwyczajnie prześladuje. Clea złodziejskiego fachu nauczyła się od wuja. Po osiągnięciu dorosłości kobieta postanawia zostawić za sobą przeszłość, ale najpierw musi wujkowi pomóc, przez co sama ląduje za kratkami. Po odsiedzeniu wyroku podejmuje kolejną próbę naprawienia życia. I tym razem wszystko idzie nie po jej myśli, gdy przypadkowo trafia w środek procederu handlu dziełami sztuki. Aby oczyścić swoje imię, Clea znowu wnika w świat przestępstw, gdzie odnajduje nieoczekiwanego sprzymierzeńca. • Owszem, fabuła brzmi mało wiarygodnie, w końcu ileż zbiegów okoliczności może spotkać jedną kobietę? Ale, proszę wierzyć, to historia idealna na te (coraz już krótsze) letnie wieczory. Czyta się szybciutko, a równocześnie z dużym zaciekawieniem, ponieważ w naszej bohaterce jest coś, co sprawia, że chwilami aż jej współczułam nagłego wpakowania w kłopoty. • Tess Gerritsen, jak zdążyłam zauważyć, ma talent do przeistaczania średnio oryginalnych pomysłów w powieść dostarczającą sporą dawkę rozrywki. A tu, oprócz intrygi, wpadamy także w sidła miłości. Muszę przyznać, początkowo trochę bałam się tego wątku, który mógłby wypaść strasznie banalnie. Jednak ostatecznie doszłam do wniosku — czuć kicz, prawda. Lecz bohaterowie wypadają na tyle sympatycznie (trudno znaleźć mi lepsze słowo), że wybaczam im westchnienia oraz drżenia. • Zaznaczę tylko pewną kwestię. Ja nie wiem, czy to kryminał. Osoby lubiące ten gatunek łatwo się rozczarują, a czytelnicy przepadający za książkami lekkimi, romantycznymi, a przy okazji otoczonymi sensacją będą zadowoleni z twórczości Gerritsen.
-
Z Beatą Biały zetknęłam się po raz pierwszy czytając jej książkę poświęconą Agnieszce Osieckiej, całkiem niezłą. Dlatego zaciekawiła mnie premiera publikacji o niesamowitej Korze. Postaci charyzmatycznej, tajemniczej, na stałe wpisanej w polską kulturę. Historia będąca gotowym materiałem na scenariusz filmowy, ale żadna ekranizacja nie pobije rzeczywistości, nie w tym przypadku. Biały w swej pracy skupiła się na przeprowadzeniu rozmów z osobami bliskimi Korze na różnych etapach życia, zarówno na stopie prywatnej, jak i zawodowej. • Całość umie wciągnąć, bo dzięki takiej masie wspomnień możemy lepiej zrozumieć teksty wokalistki Maanamu, to, co próbowała nam przekazać. Niektóre informacje wstrząsają, zwłaszcza te dotyczące dzieciństwa artystki. Nie są to sprawy, które dopiero wyszły na światło dzienne, jednak ponowne o nich czytanie ciągle porusza czułe strony. • Równocześnie warto podkreślić, że Kora nie była wyłącznie jej dzieciństwem, choć z pewnością ją ukształtowało. Poznajemy też Olgę-człowieka, posiadającego wiele pasji, zalet, lecz także wad. Kochającego zwierzęta, swoją rodzinę, potrafiącą wściec się do czerwoności. I, finalnie, znowu przeżyć odejście naprawdę intrygującej kobiety, związany z tym ból. • W książce znajdziemy sporo zdjęć, jest po prostu pięknie wydana, co dobrze współgra z treścią. Z jednej recenzji dowiedziałam się, iż ta pozycja „jest pełna przekłamań”. Jakich — nie doprecyzowano. A ja ostatecznie sądzę coś innego. My, ludzie mamy dużo twarzy, bywamy widziani na mnóstwo sposobów. Nigdy nie poznamy siebie do końca, nigdy nie poznamy do końca Kory, Olgi. Trzeba dyskutować, przywoływać retrospekcje. Niechaj pamięć nadal trwa.
-
Nowe tłumaczenie ponadczasowej „Ani z Zielonego Wzgórza” wzbudziło ogromne kontrowersje, bo wielu osobom trudno było Anię pożegnać, a powitać Anne. Proszę wierzyć, ten cały szum niektórym wyszedł na dobre, w tym właśnie mnie. Jako dziecko z pewnych względów unikałam serii, miłość przelewając na Emilkę tej samej autorki. Dopiero teraz, po tylu latach, zdecydowałam się bliżej poznać pannę Shirley, czego absolutnie nie żałuję, po prostu ją pokochałam. A wszystko dzięki przekładowi, nomen omen, Anny Bańkowskiej — zachowującemu ducha Maud Montgomery, a równocześnie świeżemu, bardziej przystępnemu, wierniejszemu oryginałowi. • Zazwyczaj staram się nie oceniać okładek, lecz tym razem muszę, ponieważ one także nie każdemu się spodobały, gusta są różne. Aczkolwiek osobiście uważam, że te soczyste kolory świetnie współgrają z charakterem naszej bohaterki, dziewczyny energicznej, optymistycznej i mocno romantycznej. • W drugim tomie jej przygód Anne podejmuje ważną decyzję. Zostaje na Zielonych Szczytach, aby zaopiekować się tracącą wzrok Marillą. Nie tylko to pochłania czas rudowłosej — dostaje posadę w szkole, zakłada Koło Entuzjastów Avonlea, a na dodatek wraz z Marillą przygarnia bliźnięta! Obserwujemy metamorfozę Anne, nadal troszkę naiwnej, ale nabierającej lekkiej surowości, choć dalej idzie przez życie z uśmiechem. Od premiery książki minął ponad wiek, jednak sądzę, iż pełno ludzi ciągle może utożsamiać się z bohaterką, na mnóstwie płaszczyzn. • Wspaniała powieść, czarująca kolejne pokolenia. Jeszcze raz ukłon w stronę pani Bańkowskiej, za jej ogrom pracy i tempo. Już za moment ukaże się tom trzeci, nie mogę się doczekać!
-
Dwa obrazy słynnego Rembrandta, „Dziewczyna w ramie obrazu” i „Uczony przy pulpicie” na przestrzeni lat często zmieniały właścicieli, aż trafiły do rodziny Lanckorońskich. Po wojnie uznano je za bezpowrotnie zaginione. Aż do roku dziewięćdziesiątego czwartego, gdy to Karolina Lanckorońska, ostatnia z rodu, podarowała Zamkowi Królewskiemu w Warszawie kolekcję dzieł sztuki — wśród wspaniałych okazów znalazły się te, które niegdyś zniknęły. • Intrygująca historia, nic dziwnego, że zainspirowała Gerdien Verschoor do stworzenia książki. Holenderska historyk sztuki sama przez ponad dekadę mieszkała w Polsce, gdzie pisała doktorat. W swojej publikacji świetnie, nomen omen, obrazuje skomplikowane dzieje naszego kraju, jako tło dla dzieł Rembrandta i tło dla życia Karoliny Lanckorońskiej. Poznajemy fascynujące losy jej rodziny, ludzi pełnych pasji, bogatych, przywiązujących ogromną wagę do malarstwa. Autorka zgrabnie przenosi czytelnika w czasie, wszystkie zagmatwane informacje pokazując w formie bardzo dostępnej, nawet dla laika. • Lektura zachęca do dalszych poszukiwań, bo, muszę to przyznać, wcześniej Rembrandt nie robił na mnie aż tak wielkiego wrażenia. Do tego Karolina Lanckorońska — naprawdę niesamowita postać, ten życiorys jest po prostu zapierający dech. Cieszę się, że było mi dane poznać bliżej jej osobę. Gratuluję Gerdien Verschoor skonstruowania książki będącej jedną z najmocniejszych premier roku, a mamy dopiero czerwiec! „Dziewczyna i uczony” zabiera nas w podróż pełną piękna, ale również specyficznego rodzaju melancholii. To zdecydowanie publikacja, o której trudno zapomnieć. Zamiast tego, lepiej do niej wracać.