Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
majuskula
Najnowsze recenzje
1
...
17 18 19
...
44
  • [awatar]
    majuskula
    Kiedy myślę o najw­ybit­niej­szyc­h polskich tekściarkach i tekściarzach, to w mojej głowie automatycznie pojawiają się nazwiska: Osiecka, Młynarski oraz on, Jonasz Kofta. Dzisiaj chciałabym pochylić się nad jego postacią. Interesującą, zagadkową. Życiorys, który miał sporo luk, trudnych do załatania. Tego zadania podjął się Piotr Derlatka, „z wykształcenia polonista i teatrolog, doktor nauk humanistycznych z zakresu lite­ratu­rozn­awst­wa”. Imponujące, prawda? A co ważne, miłośnik świetnej muzyki. Gdy jakiś czas temu zauważyłam zapowiedź książki o Jonaszu, to natychmiast stwierdziłam, że koniecznie muszę ją przeczytać. Uwielbiam jego twórczość, ale o nim samym wiem mało. A zazwyczaj było mi nie po drodze z szukaniem na własną rękę. Tym bardziej, iż wszystkie informacje wydawały się dość szczątkowe. Teraz nadarzyła się okazja, aby sięgnąć po idealną całość. A, przyznaję, wysoko postawiłam poprzeczkę! Czy się rozczarowałam? • Otóż, nie. Publikacja wciągnęła mnie już od pierwszych zdań, na pewien okres musiałam porzucić inne historie. Często wracałam do poszczególnych rozdziałów, powoli analizując każde przeczytane słowo. Kofta, w mojej opinii, należał do osób bardzo „filmowych”. Takich, których życia są gotowym materiałem na scenariusz, niestety, w tym wypadku z tragicznym końcem. Przedwczesna śmierć, przez lata będąca powodem wielu rozważań, owiana dziwną sławą. Piotr Derlatka do poruszanych tematów podszedł z ogromnym szacunkiem. Owszem, jestem miłośniczką książek biograficznych, ale zawsze obawiam się przekraczania pewnych granic. Jednak autor zachował powagę, respekt do swojego bohatera, co mnie mocno ucieszyło. • Gabaryty egzemplarza robią wrażenie! To niemal siedemset stron wypełnionych po brzegi retrospekcjami. Piotr Derlatka dotarł do członków najbliższej rodziny Jonasza, jego przyjaciół, dalszych znajomych, wspó­łpra­cown­ików­. Każdy z nich rysuje własne wspomnienia, nadając Kofcie różne twarze. Aczkolwiek z tych elementów wyłania się pełen obraz, trochę zgodnie z tytułem publikacji. Obraz mężczyzny życzliwego, uśmiechniętego, lecz równocześnie wytwarzającego wokół siebie pewną oniryczną atmosferę. Poetycką. Piekielnie utalentowana jednostka, bez reszty poświęcająca się tworzeniu. A jak wiemy, pisarstwo bywa kapryśne i nie lubi mieć konkurentów… • Trudne są fragmenty dotyczące chorób Kofty. Alkoholizm, który rozpoczął się naprawdę wcześnie, jeszcze w okresie nastoletnim. Oswajany, ale powracający niczym bumerang. I to nawet w radosnych momentach życia. Do tego złośliwy rak ślinianek, niszczący umiejętność poprawnego mówienia. Śmierć — bezsensowna, przypominająca jakiś kabaretowy skecz, lecz nie słychać śmiechu ani braw. Zadławienie podczas spożywania posiłku. I pozostawiony syn, Piotrek. Dla mnie wybitnie ciekawą postacią okazała się Jaga, żona Jonasza. Piękna oraz interesująca, cierpliwa, potrafiąca radzić sobie z tym, co niektórzy nazywają „artystyczną egzystencją”. I zdradzę, chętnie przeczytałabym też książkę o niej samej. Na razie poprzestaję na wywiadach, ciągle się zachwycam, podziwiam. • „Jego portret” to biografia niezwykła. Z jej kart aż bije pasja, zrozumienie. Komu mogę ją polecić? Naturalnie, fanom twórczości Jonasza Kofty. Właśnie takiej pozycji brakowało na naszym rynku wydawniczym. Mamy tyle publikacji o wspominanej wcześniej Agnieszce Osieckiej, o Wojciechu Młynarskim — teraz puste pole finalnie zostało zapełnione. Jonasz był człowiekiem fantastycznym oraz fantazyjnym. Cieszy mnie, że lepiej go poznałam. Jednocześnie smuci świadomość, iż odszedł od nas zbyt prędko. Na szczęście, zawsze możemy posłuchać piosenek…
  • [awatar]
    majuskula
    I ponownie spotykam się z twórczością Nory Roberts. Przyznam, że nie sądziłam, iż tak prędko to nastąpi! Mamy do czynienia z serią nowych wydań starych książek. Odświeżono szatę graficzną, aktualnie prezentuje się o wiele ładniej. Oczywiście, całość nadal pozostawiono w tonie zgodnym z treścią, aczkolwiek zapewne więcej czytelników poczuje zainteresowanie tymi powieściami. Koneserom romansów nazwisko Roberts raczej nie jest obce, ale młodsze pokolenie w większości styka się z autorką po raz pierwszy. Dlatego warto było pomyśleć o wyglądzie okładek, ich zmianę oceniam na spory plus. Dzisiaj mocniej skupiłam się na opisaniu tego typu detali ze względu na to, że niedawno recenzowałam „Księżniczkę i tajnego agenta”, więc nie chcę za dużo się powtarzać! Jednak przybliżę odrobinę tajemnic, specjalnie dla osób, którzy dopiero teraz trafili na moją opinię. • W tym tomie Nora nadal zachowuje swój char­akte­ryst­yczn­y styl. Wiele namiętnych wyznań, lecz nie popadających w zbytnie banały. Zadbano o proporcję, nie czułam ciarek zażenowania w trakcie czytania, lektura sprawiła mi przyjemność. A nawet spodobała mi się bardziej niż poprzedniczka, bowiem to właśnie tutaj możemy trzymać kciuki za silną kobietę, temperamentną. Akcja wypada dość realistycznie, jak na taką fabułą. Owszem, obserwujemy bajkową miłość, mającą za zadanie pokonać wszelkie przeciwności losu — a ten nieustannie podsuwa kłody pod nogi. Aczkolwiek ciągle się chce kibicować bohaterom, są sympatyczni. A znamy ich już z „Księżniczki i tajnego agenta”. • Akcja posunęła się o siedem lat do przodu. Gabriella i Reeve również się pojawiają, lecz pole do popisu oddają komuś innemu. Aleks, następca tronu, wydaje się być człowiekiem sztywnym, bezwzględnie prze­strz­egaj­ącym­ panujących wokół niego zasad. Jakby nigdy nie pozwalał sobie na dozę szaleństwa, luzu. Natomiast Eve nie boi się żadnych wyzwań. Walczy o swoje, a przy tym pozostaje całkiem urocza, mimo wybuchowego temperamentu, chwilami potrafiącego wpakować ją w kłopoty. Zupełne przeciwieństwa, przyciągające się niczym magnesy. • Tak, Eve przypadła mi do gustu. Polubiłam tę dziewczynę, pozornie niesamowicie otwartą. Ale ukrywa sekrety, jak uczucie do mężczyzny, który, w jej oczach, uważa ją za osobę wyłącznie irytującą. Aleks i Eve prowadzą miłosną grę, zauroczeni w sobie od lat! A ciągle wychodzący z założenia, że jedno drugiego zwyczajnie nie cierpi. Z pewnym rozbawieniem (pozytywnym!) obserwowałam ich perypetie. Gdy już myślałam, iż w końcu rozwiążą swoje problemy — znowu wracali do punktu wyjścia. Początkowo cała akcja toczyła się stosunkowo wolno, aczkolwiek następna połowa książki wypadła naprawdę dobrze! Aż trochę się zdziwiłam. Lekka powieść, sprawiająca czytelnikowi radość. Czego żądać więcej? • Komu powinnam polecić „Księcia i artystkę”? Naturalnie, osobom pragnącym poznać dalsze losy postaci występujących w części pierwszej. Ja sama nie spodziewałam się, że te historie rzeczywiście mnie wciągną. Nabawiłam się takiej „słodkiej słabości”, będę wypatrywać kolejnych tomów, a coś czuję, iż szybko się pojawią. Serię rekomenduję każdemu, kto chciałby odpocząć od codzienności, odprężyć przy filiżance gorącej herbaty. Powieści Nory Robert mogą być też świetnym prezentem dla mamy lub babci. Boże Narodzenie nadchodzi wielkimi krokami!
  • [awatar]
    majuskula
    Historia Żydów jest skomplikowana, bardzo złożona, zaznaczona wieloma tragicznymi zdarzeniami — choć „tragiczny” to nadal dość błahe słowo. Wyobraźmy sobie sytuację, gdy rodzimy się w danym państwie, mieszkamy w nim, mówimy w konkretnym języku, uczęszczamy w tym kraju do szkół. Spędzamy wolny czas, rozwijamy zainteresowania. I nagle zostajemy z tego środowiska wyrwani. Ludzie krzywo na nas patrzą, nie boją się dawać do zrozumienia, że jesteśmy zbędni, nie wnosimy nic dobrego. Brzmi okropnie, prawda? A tak w pewnym momencie wyglądała rzeczywistość Żydów. Skupiłam się na tym aspekcie, ponieważ szczególnie poruszono go w książce Haliny Hili Marcinkowskiej, noszącej wymowny tytuł „Wieczni tułacze”. Kiedy tylko zauważyłam zapowiedź tej pozycji, wręcz natychmiastowo poczułam ogromną ciekawość, bo tematyka zawsze mną wstrząsa. To także część moich korzeni. Wbrew pozorom, wcale łatwiej mi się nie pisze! Obserwuję w sobie sporo emocji. • Emigracja Żydów kojarzy nam się najczęściej z latami sześ­ćdzi­esią­tymi­. Wówczas Dworzec Gdański zyskał miano swoistego symbolu, pomnika odległych podróży, gdy szukano nowego miejsca do życia. To właśnie stamtąd mnóstwo ludzi wyjechało do krajów zachodnich, kiedy w Polsce kampania antyżydowska przybrała na sile. Jednak problem zaczął się już wcześniej, a powody bywały dramatyczne. Autorka oddaje głos bohaterom tamtych wydarzeń, świetnie opisując ich niepewność, targające nimi emocje, strach przed przyszłością. Aczkolwiek, muszę podkreślić coś ważnego — z wypowiedzi nie wynika antypolonizm! Czuć ton melancholii, pełno pięknych wspomnień, które nie zostały bezwzględnie wymazane, mimo gorszych retrospekcji. Poruszające, smutne. • Pani Marcinkowska to prawdziwa pasjonatka, co aż bije z kart jej książki. Zadbała o najdrobniejsze szczegóły, z wielkim szacunkiem podchodząc do swoich rozmówców i opowiadanych przez nich historii. Przyznam, że wcześniej nie słyszałam o autorce i podejmowanych dzięki niej inicjatywach. Toteż postanowiłam poszperać w Internecie — Hila zrobiła na mnie duże wrażenie! Łączy nas miłość do dbałości o cmentarze, sama niejednokrotnie wspierała tego typu akcje, z naciskiem na kirkuty. Wspaniała kobieta, aż chciałabym poznać ją osobiście. Mam nadzieję, iż kiedyś dojdzie do spotkania. • Całość napisano w bardzo zrozumiały sposób, bez podawania suchych faktów. Przekazano wiele emocji, a książkę czyta się naprawdę szybko. Jednak zamierzam ponownie po nią sięgnąć, aby jeszcze lepiej przyswoić informacje, wniknąć w ten specyficzny klimat. Wszystkie zawarte w publikacji historie zostaną ze mną na długo. Może nawet na zawsze? Choć staram się unikać takich pompatycznych wyrażeń. Wojna sprawiła, że w ludziach budziły się najb­ruta­lnie­jsze­ instynkty, ciągle obawiano się ponownego stracenia dobytku, walczono o każdy przedmiot. Plotki rodziły plotki, poważne niedomówienia, które doprowadziły do tego, iż zabrakło solidarności, wzajemnego wspierania. To ogromna szkoda, tragiczne wydarzenia stają się przyczyną kolejnych przykrych momentów. • „Wieczni tułacze” — lektura trudna, acz potrzebna. Nie ma na celu obrażania Polaków, pokazywania ich z najgorszej strony. To po prostu ukazanie kawałka dziejów, smutnego, ale realnego. W tym miejscu chciałabym też wspomnieć tych wszystkich szlachetnych, w czasach wojennej zawieruchy pomagającym Żydom, często za cenę własnego życia. Niechaj trwa przyjaźń, wbrew różnicom. W ogólnym rozrachunki, one nie są ważne, a skupić należy się na podobieństwach. Znakomita książka, chylę czoła przed Haliną Hilą Marcinkowską. Gratuluję i polecam wszystkim, bez wyjątku.
  • [awatar]
    majuskula
    Statystycznie można policzyć, ile do tej pory powstało piosenek na świecie. Wśród nich znajdują się takie, które na trwałe zapisały się w umysłach miłośników muzyki, ciesząc kolejne pokolenia. Utwory nietracące na aktualności, wywołujące piękne wspomnienia… • Z twórczością Ryszarda Wolańskiego zetknęłam się po raz pierwszy przy okazji recenzowania jego książki poświęconej Eugeniuszowi Bodo. Autor zauroczył mnie swoją pasją, kompetentnym podejściem do poruszanego przez niego tematu. Dlatego natychmiast zdecydowałam się na przeczytanie jego najnowszej publikacji, tym razem skupionej na postaci Andrzeja Własta, człowieka, którego wszyscy doskonale znamy, choć może niekoniecznie z nazwiska. „Całuję twoją dłoń, madame”, „Jesienne róże” — te piosenki ciągle zachwycają, są chętnie wykonywane przez współczesnych wokalistów, doceniane. Nic dziwnego, Włast był tekściarzem wybitnym, nie można dyskutować. Naturalnie, mamy do czynienia z utworami romantycznymi, prostymi w przekazie, ale w tej prostocie tkwi cały urok. Z radością sięgnęłam po biografię Andrzeja, bowiem niewiele wiedziałam o jego życiu prywatnym, karierze. Posiadałam informacje wyłącznie na temat tragicznej śmierci, lecz wierzyłam, że istnienie było ciekawsze, warte zapamiętania. • Książka to, w tym przypadku, nie wszystko. Do egzemplarza dołączona jest płyta z utworami popularnymi okresie międzywojnia, co najważniejsze, słuchamy oryginalnych wykonań. Uważam, iż wydawnictwo wpadło na świetny pomysł. Muzyka brzmi znakomicie, tworzy wspaniałe tło dla lektury — sama wielokrotnie do niej wrócę, bezapelacyjnie. Jeśli chodzi o szatę graficzną, to muszę wspomnieć, ponieważ zadbano o mnóstwo zdjęć, będących doskonałym uzupełnieniem tekstu (o nim za moment). Z przyjemnością przeglądałam fotografie, afisze teatralne, plakaty, przedstawione w bardzo dobrej jakości, odpowiednio dobrane. Pozycja, która pięknie prezentuje się na półce, nadająca się na podarunek dla bliskich. • Ryszard Wolański barwnie opowiada o przedwojniu, o czasach w jakimś stopniu gloryfikowanych. Nie da się ukryć, bywało wtedy naprawdę ciężko, ale muzyka osładzała ludziom trudne dni. Szczególnie w Warszawie, gdzie kwitły sceny kabaretowe, teatralne, rewie. Piosenki były wręcz niezbędne do stworzenia char­akte­ryst­yczn­ego klimatu. Jednak potrzebowały mądrego tekstu, dowcipnego, a w zależności od sytuacji — tak romantycznego, aby porwać zakochane pary. Mistrzem pisania był nasz bohater, Andrzej Włast, urodzony jako Gustaw Baumritter. Melodie do jego utworów komponował między innymi słynny Jerzy Petersburski. • Całość czyta się niesamowicie szybko, choć wydaje mi się, że sięgnę po książkę jeszcze kilka razy. Zwłaszcza teraz, podczas długich wieczorów. Życie Własta to gotowy scenariusz na film, z gorzko-słodkim zakończeniem. Wojna zabrała mu, i milionom ludzi, marzenia, plany na przyszłość. Zginął w trakcie próby ucieczki z warszawskiego getta. Pozostawił po sobie ponad dwa tysiące (!) utworów. Poprzez publikację Ryszarda Wolańskiego wspomnijmy Andrzeja, gdy usłyszymy „Jesienne róże”, adekwatnie z porą roku. Zasłużył na to, był naprawdę ciekawą osobą, która wywoływała i wywołuje uśmiech na twarzach. Dzięki swojemu talentowi. „Non omnis moriar” — ta sentencja Horacego pasuje w tej sytuacji idealnie. • Moda na międzywojnie powraca. Apeluję o spoglądanie na tę epokę z dystansem, widząc jej wady i zalety. „Tango milonga” polecam wszystkim osobom interesującym się połączeniem sztuki oraz historii, dzieje Andrzeja Własta zdecydowanie warto poznać, a nawet przekazywać ją dalej. Nie bójcie się pożyczać swoich egzemplarzy! Albo zaproście kogoś bliskiego na wspólne słuchanie muzyki…
  • [awatar]
    majuskula
    Trzecia Rzesza kojarzy nam się przede wszystkim z wojną i milionami tragicznych historii. Jednak nawet tam świeciło słońce, a cudzoziemcy chętnie przyjeżdżali na urlopy lub w sprawach prywatnych. Czy naprawdę nie wiedzieli, co się dzieje wokół nich? • Książki historyczne są ciężkie, nie tylko ze względu na gabaryty. Zawierają w sobie mnóstwo przy­tłac­zają­cych­ emocji, dlatego lubię je dawkować. Później, po lekturze, najczęściej nie mogę przez pewien czas czytać nic innego, gdyż dużo refleksji krąży w mojej głowie. Podobnie sprawa ma się z „Wakacjami w Trzeciej Rzeszy”, autorstwa Julii Boyd — brytyjskiej historyczki, mieszkającej i tworzącej w Londynie. Kiedy zobaczyłam zapowiedź tej pozycji, to natychmiast wiedziałam, że muszę po nią sięgnąć. A poprzeczkę postawiłam bardzo wysoko, ponieważ widzę powagę tematyki, jej złożoność, w wielu aspektach. Jednak już rozumiem, czemu Boyd uznawana jest za świetną pisarkę, z kompetencją podchodzącą do poruszanych przez siebie kwestii. „Wakacje w Trzeciej Rzeszy” pochłonęły mnie letnią porą bez reszty — do końca roku pozostało jeszcze kilka miesięcy, ale czuję, że książka znajdzie się na liście tych najlepszych. • Opowieść nie dotyczy wyłącznie okresu wojny, co okazało się być doskonałym zabiegiem. Dzięki temu obserwujemy początki Hitlera, to, jak w ogóle doszedł do władzy, co na to wpłynęło. A wszystko podglądamy oczami obcokrajowców: wczasowiczów, lecz również dyplomatów, artystów lub studentów. Proszę sobie wyobrazić, iż nie widzieli w poglądach Hitlera niczego szczególnego. Antysemityzm? Owszem, aczkolwiek łatwo wytłumaczyć te zapędy, Adolfowi chodzi tylko o dobro kraju. Trzeba przymknąć oko, skoro mężczyzna posiada wszelkie możliwości, aby wyciągnąć Niemcy z kryzysu po pierwszej wojnie światowej. Tak, tego typu opinie były dość powszechne, a przybysze zachwycali się pięknymi miastami i nowoczesnymi autostradami. • Całość napisano w bardzo przystępny sposób, bez skupiania się wyłącznie na suchych faktach. Widać, iż Julia Boyd włożyła mnóstwo pracy w stworzenie swojej publikacji, spędziła długie godziny na zbieraniu materiałów. Zadbała o każdy detal, ze szczegółami przedstawiając losy bohaterów, prawdziwych ludzi, relacjonujących różne wydarzenia z Trzeciej Rzeszy. Igrzyska Olimpijskie — organizowane tak, aby błyszczały perfekcjonizmem, prezentując światu Niemcy potężne, acz życzliwe, serdeczne, co okazało się dosłownym banialukiem, co ujawniły następne lata. Boyd równie frapująco przytoczyła odwiedziny czarnoskórych mieszkańców Stanów Zjednoczonych, którzy w swym kraju też zmagali się z uciskiem, jak Żydzi w nazistowskiej Rzeszy. • Sprawy obcego państwa nie do końca interesowały wycieczkowiczów. Przybywali, by spędzić dobrze czas, pobawić się, nawiązać wakacyjny romans, a najwyżej zachwycić architekturą i drogami bez wybojów. Czy można ich za to winić? Tutaj w grę wchodzą kwestie moralne, naprawdę skomplikowane. Ujęła mnie historia żydowskiej matki, która poprosiła angielskie małżeństwo o wywiezienie jej córki. Zgodzili się przyjąć dziewczynę. To nie były aż tak odosobnienie przypadki, nie każdy paradował z różowymi okularami na nosie, podziwiając tylko piękno krajobrazu. Wspomnienia chwytające za serce, przywracające wiarę w ludzi, przeszłych i teraźniejszych. Świetnie skonstruowana książka, nie mogę dostrzec w niej żadnych większych wad. • „Wakacje w Trzeciej Rzeszy” to wspaniałe uzupełnienie wielu publikacji historycznych, traktujące o frapującym aspekcie czasów przedwojennych i wojennych Niemiec. Twórczość Julii Boyd zasługuje na dużą uwagę, mam głęboką nadzieję, iż reszta jej książek już wkrótce ukaże się w Polsce. Składam ukłony, zachęcam do sięgnięcia po tę trudną, acz ważną pozycję.
Ostatnio ocenione
1 2 3 4 5
  • Odyseja kosmiczna 3001
    Clarke, Arthur Charles
  • Skrywane tajemnice
    Palmer, Diana
  • Running up that hill
    Doyle, Tom
  • Chłopki
    Kuciel-Frydryszak, Joanna
  • Charlie gra dziś dobrze
    Sexton, Paul
  • Królewska guwernantka
    Holden, Wendy
CheshireCat
KrakowCzyta.pl to portal, którego sercem jest olbrzymi katalog biblioteczny, zawierający setki tysięcy książek zgromadzonych w krakowskich bibliotekach miejskich. To miejsce promocji wydarzeń literackich i integracji społeczności skupionej wokół działań czytelniczych. Miejsce, w którym możemy szukać, rezerwować, recenzować, polecać i oceniać książki.

To społeczność ludzi, którzy kochają czytać i dyskutować o literaturze.
W hali odlotów Międ­zyna­rodo­wego­ Portu Lotniczego im. Jana Pawła II Kraków-Balice został uruchomiony biblioteczny regał – Airport Library! To kolejny wspólny projekt z Centrum Edukacji Lotniczej (CEL) Kraków Airport! Airport Library, czyli Odlotowa Biblioteka to bezpłatny samoobsługowy regał, z którego mogą korzystać pasażerowie oczekujący na lot. Można znaleźć na nim książki dla dzieci oraz dorosłych w wersji polskiej oraz obcojęzycznej. Udostępnione dzieła należy odłożyć na półki biblioteczki przed odlotem. • Książki na ten cel przekazała Biblioteka Kraków oraz krakowskie konsulaty, współpracujące z Instytutem Kultury Willa Decjusza nad Wielokulturową Biblioteką dla krakowian. • Konsulaty, które przekazały książki na regał Airport Library: Konsulat Generalny Węgier w Krakowie, Konsulat Generalny Republiki Federalnej Niemiec w Krakowie, Konsulat Republiki Indonezji w Krakowie, Konsulat Generalny USA w Krakowie, Konsulat Generalny Republiki Słowackiej w Krakowie oraz Konsulat Królestwa Hiszpanii w Krakowie. • Airport Library to kolejny wspólny projekt Centrum Edukacji Lotniczej (CEL) Kraków Airport i Biblioteki Kraków. Obie instytucje rozpoczęły współpracę w maju 2022 roku, podczas Święta Rodziny Krakowskiej. W czerwcu w CEL została otworzona stała biblioteczka o tematyce podróżniczej „Odlotowa biblioteka” działająca na zasadzie book­cros­sing­owej­. Od lipca w filiach Biblioteki Kraków rozp­owsz­echn­iane­ są egzemplarze kwartalnika „Airside” wydawanego przez CEL Kraków Airport.
foo