Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
Uczucia potrafią wybuchnąć z ogromną siłą, aby szybko zgasnąć. Odłamkami raniąc krążące wokół katastrofy osoby. Jak długo trzeba znać drugiego człowieka, jeśli chcemy mu w pełni zaufać? Czy da się naprawić to, co pozornie zostało stracone na zawsze? • Rok 1927. Rodolfo Montero pochodzi z hiszpańskiej Carineny. Aktualnie żyje w Paryżu, mieście sztuki, mody i pięknych kobiet. Znajomy winiarz uczy go produkować najznamienitsze trunki, gdyż Rodolfo ma odziedziczyć po ojcu cały majątek. W jego skład wchodzą też winnice. Montero świetnie się bawi w stolicy Francji. Jest bezgranicznie zakochany w prześlicznej Solange. Spokój burzy nieoczekiwana wiadomość o tajemniczej śmierci ojca. Młoda para musi wrócić do Hiszpanii, aby zająć się domem i interesami. Solange to kobieta przyzwyczajona do wygodnego życia, pochodząca z bogatej rodziny. Nie umie odnaleźć się w nowym otoczeniu, które wydaje się jej wyjątkowo ciężkie. Wioska ją nudzi. Małżeństwo stopniowo się od siebie oddala, a kryzys finansowy tylko to potęguje. Rodolfo ma starszego brata. Dioniso mieszka z nimi, lecząc psychiczne rany pozostałe po wojnie o Republikę Rif. Nadużywa alkoholu, a jego jedynym celem staje się stworzenie cudownego ogrodu, specjalnie dla Solange. Rodzi się więź… • Chyba po raz dziesiąty podkreślam, jak bardzo lubię powieści, których akcja ma choćby minimalny związek z Hiszpanią. Od zawsze coś ciągnie mnie w te rejony, nadal próbuję znaleźć genezę takich upodobań. Niestety, trudno jest nieustannie podróżować, ale od czego istnieje literatura? Gdy tylko zauważyłam zapowiedź najnowszej książki autorstwa Carmen Santos, to od razu przeczytałam opis. I już wiedziałam, że ta pozycja może podbić moje serce. W końcu paczka nadeszła, zabrałam się za lekturę. Wtedy zaczęłam ponownie bić się z myślami — pochłonąć w jeden wieczór czy delektować każdą stroną? Cóż, druga opcja wygrała. Ciągle przeżywam rozstanie z bohaterami, gdyż zdążyłam się z nimi zaprzyjaźnić. Zerkam na ten mój nieszczęsny egzemplarz i mam wrażenie, że wkrótce znowu po niego sięgnę. Zapewne znacie to uczucie, jak ciężko wrócić do normalności po dobrej książce. • Abstrahując na moment od fabuły — na oklaski zasługuje wydanie. Jest spore, choć w tym przypadku uznaję to za pozytyw. Kłopotliwie nosi się tę publikację w torebce, przegląda w czasie jazdy autobusem. Wymaga spokoju, uwagi, fizycznie oraz emocjonalnie. Ogromny plus za okładkę, ponieważ idealnie odzwierciedla atmosferę płynącą z kart. Ognisty temperament, podbity dozą melancholii. Jak hiszpańska gitara. Wiem, że takie określenia są dość pompatyczne, ale musicie uwierzyć mi na słowo, iż pasują. Egzemplarz świetnie nada się na prezent dla mamy, siostry lub przyjaciółki. Albo dla siebie samej, bez okazji. Miło dostawać podarunki, prawda? • Carmen Santos posiada duży dar opowiadania. Zazwyczaj przydługie opisy mogą znudzić, lecz autorka wyszła z tego obronną ręką. Cierpliwie snuje historię, skupiając uwagę nawet na najmniejszych szczegółach. Nie opuściłam ani jednego słowa. Każde ma swoje miejsce, jest potrzebne. Santos prowadzi nas po Francji i Hiszpanii, porównując piękno miasta i wsi. Nie umiem określić, która część bardziej przypadła mi do gustu. Obie aż kipią od swoistego uroku, gdy razem z bohaterami przechadzamy się paryskimi uliczkami albo podziwiamy winnice. Dwa różne światy, oba zachwycające. • Trójka głównych postaci jest niesamowicie ludzka. Pełna wad, namiętności, pożądania. Uwielbiam Solange, kobietę niejednoznaczną. Początkowo trudno ją polubić, lecz z czasem należy zrozumieć jej postępowanie. Wyrwana ze swojego środowiska, musi diametralnie zmienić przyzwyczajenia. Wcześniej, dama z szafą wypełnioną eleganckimi strojami, prowadząca bujne życie towarzyskie. Wkrótce po ślubie — próbująca znaleźć jakiekolwiek źródło rozrywki w smutnym domu, gdzie mąż ją zaniedbuje. Ich uczucie wydaje się być bardzo aktualnym tematem. Wiele par szybko podejmuje decyzję o małżeństwie, nie do końca zdając sobie sprawę z faktu, że nad miłością trzeba pracować. To zagadnienie, które Santos przedstawiła we frapujący sposób. • „Ogród z marzeń” to powieść niezwykle romantyczna, w jak najlepszym tego słowa znaczeniu. Nie trąci zwykłym kiczem, charakterystycznym dla mnóstwa fabuł. Z przyjemnością głębiej zapoznam się z twórczością autorki. Myślę, że warto. Taki klimat potrafi rozgrzać w zimowe wieczory, gdy, nomen omen, marzymy o odrobinie ciepła…
-
„Są rzeczy znane i nieznane, a pomiędzy nimi drzwi” — te słowa Williama Blake’a zawierają absolutną mistykę. Czy istnieją ludzie, którzy mogą zajrzeć przez dziurkę od klucza? Ile realności ma w sobie dar jasnowidzenia? • Postać Krzysztofa Jackowskiego od dawna wzbudza ogromne emocje. Jedni uważają go za cudotwórcę, drudzy za szarlatana. Gdzie leży prawda? W swej książce Jackowski stara się odpowiedzieć na nurtujące czytelnika pytania. Pomaga mu w tym jego imiennik, Krzysztof Janoszka, funkcjonariusz policji. Wspólnie przedstawiają sprawy, które Jackowski rozwiązał. Potwierdzają to nie tylko własnymi słowami, również obszernym zbiorem dokumentów. „Jasnowidz z Człuchowa” mówi o swojej pracy, wspominając najciekawsze, ale też najbardziej tragiczne zagadki kryminalne. Mamy okazję przyjrzeć się jego działaniom od podszewki, gdy opowiada o swych początkach, o odkrywaniu daru. Porusza także kwestie polityczne, dzieląc się opiniami dotyczącymi, między innymi, śmierci Andrzeja Leppera, katastrofy pod Smoleńskiem. Jackowski przyznaje, że nadal trudno mu zdefiniować jasnowidzenie, jednak próbuje przybliżyć genezę, co możemy obserwować na kartach książki… • O Krzysztofie Jackowskim po raz pierwszy usłyszałam jakieś dziesięć lat temu, wtedy zaczęłam rozwijać moje pasję, czyli zjawiska nadprzyrodzone. Fundacja Nautilus z pewnością jest znana wielbicielom tematu, to dobre źródło informacji. To tam natknęłam się na nazwisko jasnowidza, z zaciekawieniem czytając jego wypowiedzi, śledząc drogę zawodową. Chociaż ciężko mi określić, czy „zawód” można uznać za odpowiedni wyraz. Szczerze się ucieszyłam, gdy zauważyłam zapowiedź książki o Jackowskim. Stwierdziłam, że to świetny moment, aby móc poszerzyć swoją wiedzę. Nie ukrywam — przez ten cały czas nie zdołałam zająć stanowiska w kwestii Jackowskiego. Trafiłam na mnóstwo uzasadnień, pełno kontrargumentów, co w końcu wprowadziło mnie w niezły chaos. Doszłam do wniosku, iż najlepiej będzie oddać głos samemu zainteresowanemu. To była dobra decyzja, gdyż finalnie otworzono mi oczy. Lekturę skończyłam już stosunkowo dawno, ale zamierzam do niej wrócić. • Publikacja została skonstruowana w intrygującej formie. Opisy zbrodni przeplatają się z rozmowami, dzięki czemu lepiej dajemy się ponieść atmosferze. A ta bywa przerażająca. W niektóre historie aż strach uwierzyć, brzmią niczym scenariusz serialu kryminalnego. Niestety, są prawdziwe. W pewnych chwilach policja miała związane ręce, wówczas kontaktowano się z Krzysztofem Jackowskim. Niewielu funkcjonariuszy chce się do tego przyznać, twardo stojąc po stronie logiki. Jednak pomoc jasnowidza jest niezaprzeczalnym faktem. Sporo komisariatów potwierdziło jego udział w danych akcjach, a książkę zasypano dowodami w postaci skanów — dyplomy, oświadczenia… Pozornie dostateczna liczba, by przekonać sceptyków. Ale to nie takie proste. • Jackowski odnajduje głównie ciała zaginionych, lecz zdarzało mu się też uratować żywych. Jak podkreśla, to sprawia satysfakcję. Zazwyczaj wie o szczegółach, których nie ma prawa znać. Skąd się to bierze? Dedukcja? Racjonaliści uważają, że to łut szczęścia. Osobiście przestałam wierzyć w przypadki, jest ich zwyczajnie za dużo. Papier wszystko przyjmie, aczkolwiek w tej pozycji trudno mówić o przekłamaniu. Nad całością przecież czuwał Krzysztof Janoszka, dokładnie drążący szczegóły z każdej strony, bo rozumie, że istnieje awers, rewers oraz rant. • Publikację napisano w bardzo przystępny sposób. Pozbawiona typowo policyjnego języka, czyta się szybko i łatwo. Ogromny plus za mnogość tematów. Krzysztof Jackowski wypada ludzko, jest jak każdy z nas, po prostu widzi więcej. Dlaczego? To chyba pozostanie zagadką. Za ważny aspekt uznaję wypowiedź o Jarosławie Ziętarze. To jedna ze zbrodni, która od dawna nie daje mi spokoju. Czułam, że ktoś musiał w rozwikłanie tajemnicy zaangażować jasnowidza. W końcu wyczerpano wszelkie możliwe środki. I nie myliłam się, Jackowski miał wizję — z tą opinią nikt się nie liczył, oprócz załamanego ojca Ziętary. Jasnowidza otacza wielu wrogów. Często grożono jemu i jego bliskim… • Myślę, że warto przeczytać tę książkę, choćby po to, aby wyrobić sobie zdanie, nie tylko o Jackowskim, ale jasnowidzeniu ogółem. Na samą lekturę wystarczy poświęcić zaledwie jeden wieczór, lecz jestem przekonana, iż kolejne dni upłyną Wam pod znakiem sporych przemyśleń. Nie bójcie się ich — muszą być fascynujące, skoro dotyczą tak rozległej i interesującej dziedziny.
-
Relacje między siostrami często rzutują na ich dorosłe życie. W dzieciństwie — powiernice sekretów, czasami rywalki, starsze uczące te młodsze. Pierwszy wspólnie wypalony papieros, opowiadane na ucho historie o ukochanych chłopcach. Jak odnaleźć się w rodzinie, gdzie sześć dziewczyn jest tak różnych i tak podobnych? • Nancy, Pamela, Diana, Unity, Jessica i Deborah. Był też Tom, ich brat. Najstarsza z sióstr, pisarka o ciętym piórze. Druga, miłość brytyjskiego poety, Johna Betjemana. Trzecia, została żoną zagorzałego faszysty, podzielała jego ideologię. Czwarta, ubóstwiała Hitlera do tego stopnia, że próbowała popełnić samobójstwo, gdy Wielka Brytania wypowiedziała wojnę Rzeszy. Piąta, wyszła za bratanka Winstona Churchilla i była komunistką. Najmłodsza, poślubiła Andrew Cavendisha, finalnie otrzymała tytuł księżnej. Wszystkie charakteryzował bunt wymieszany z kontrowersją, co zaowocowało. Biografie Mitfordówien nadal uznawane są szalenie intrygujące. Pochodziły z wyższych sfer, dość zubożałych, a każda z dziewcząt już od dnia narodzin prowadziła życie mogące nadawać się na filmowy scenariusz. Laura Thompson przybliża sylwetki sióstr, nie zapominając o matce, ojcu, bracie, mężach. Jakie czynniki wpłynęły na losy klanu Mitfordów? • Od dawna wiadomo, że jestem wielką miłośniczką książek biograficznych. Zauważam je w zapowiedziach wydawniczych i automatycznie publikacje tego typu mają pierwszeństwo. Tak wypadło też tym razem. Moją uwagę przykuła pozycja traktująca o rodzinie, która zainteresowała mnie pewien czas temu. Byłam w okresie życia, gdy namiętnie czytywałam wszystko, co dotyczyło Adolfa Hitlera. Również jego otoczenia. Niejednokrotnie przewijało się nazwisko Unity Mitford, czyli kobiety najczęściej nazywanej „domniemaną kochanką Führera”. Zauważyłam, że wokół Unity narosło wiele mitów, zwykłych kłamstw. Wręcz perfidnych. Jej historia od początku sprawiała wrażenie bardzo interesującej, stopniowo dowiadywałam się pojedynczych informacji o całym klanie. Dlatego ucieszyła mnie wieść o opublikowaniu w Polsce książki autorstwa Laury Thompson. Stwierdziłam, iż to dobra okazja, aby móc swoją wiedzę zebrać w całość, skatalogować rzeczywistość, odsunąć bzdury. Przeczuwałam burzę sprzecznych emocji względem głównych bohaterek. • Od wstępu dostrzegłam pewien szczegół, który może sporo osób odstraszyć. To pozycja idealna dla ludzi mających jakąś styczność z losami Mitfordów. Inni mogą poczuć się dość zdezorientowani, ponieważ Thompson prowadzi narrację w stylu pełnym oczywistości. Łatwo stracić orientację w tym ogromnym drzewie genealogicznym, jeżeli po raz pierwszy słyszy się o siostrach. Z góry muszę zaznaczyć, iż najpierw warto poszperać w Internecie, obeznać z tematem, a dopiero później zabrać za lekturę. To oszczędzi czasu, powracania do bezustannie czytanej strony, zniechęcenia, a to ostatnie zdecydowanie się pojawi, kiedy skoczymy na głęboką wodę. • Myślę, że mimo wszystko nie należy skreślać całej publikacji. To okrutnie wciągająca opowieść. Ciężko się oderwać, gdy nabieramy wspomnianego wcześniej przygotowania. Przyznaję, zarwałam noc, bo stale dokładałam rozdziały. A potem znowu przeczytałam, żywiąc nadzieję, iż niczego nie pominęłam. Dużą sztuką jest pomieszczenie tylu życiorysów na kilkuset kartkach. Nie wiem, jak z innymi wydaniami, ale w polskim zabrakło mi zdjęć. Thompson przyłożyła się do pracy, na swoim koncie posiada biografię poświęconą wyłącznie Nancy, więc Mitfordówny towarzyszą jej literackiej karierze już naprawdę długo. • Na pierwszy rzut oka siostry są zwyczajnie wyrachowanymi kobietami, których nie sposób lubić. Ich sympatie polityczne, snobizm, zazdrość, wieczne zwady i zdrady. Jednocześnie trudno odmówić im niezależności, iskry sprawiającej, że każde wydarzenie traktowały bardzo serio, z monstrualnym wręcz zaangażowaniem. Te kobiety były idealnym produktem własnych czasów. Autorka „Sióstr” świetnie odmalowała tło historyczne, społeczne oraz ekonomiczne. Dzięki temu łatwiej jest zrozumieć wybory Unity lub Diany. Właśnie Dianę uznaję za postać godną największej uwagi, na równi z „szarą eminencją”, czyli Sydney, matką. Jeśli chcemy poznać dzieci, musimy zgłębić się w ich wychowanie, a Sydney miała na potomstwo spory wpływ. Co zaowocowało konfliktami trwającymi przez wiele lat. • Książka Laury Thompson z pewnością przypadnie do gustu osobom zaznajomionym z rodziną Mitford, choćby powierzchownie. Lektura pomoże rozwinąć wiedzę, zachęci do dalszych poszukiwań, a proszę mi wierzyć, to temat-rzeka. Sama z przyjemnością kolejny raz sięgnę po swój egzemplarz — autorka ma ogromny dar do opowiadania. Liczę, że w przyszłości nadarzy się okazja do przeczytania innych jej publikacji.
-
Biografie są bardzo inspirujące. Często szukamy w nich ciekawostek o danej osobie, ale również możliwości utożsamienia z jej doświadczeniami. Nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, a warto spojrzeć pod takim kątem. Ile człowieka jest w artyście, ile artysty w człowieku? • Irena Jarocka to bez wątpienia jasna gwiazda polskiej sceny muzycznej. Od śmierci piosenkarki minęło prawie sześć lat, lecz pamięć o niej trwa nadal. Pozostawiła mnóstwo utworów, które ciągle wzruszają i umilają chwile. Jarocka wychowywała się w Gdańsku, to właśnie tam początek miała jej długoletnia kariera. Współpracowała z wieloma zespołami, koncertowała w różnych zakątkach świata. Mimo sukcesów, to rodzina pozostała dla niej najważniejszym aspektem życia. Jej ogromną miłością był Michał Sobolewski. Para doczekała się córki, Moniki. Irenę Jarocką wszyscy znali od strony artystycznej, jednak jakie wrażenie sprawiała prywatnie? Zdążyła stworzyć swoją autobiografię, która uchyla rąbka tajemnicy. Zapiski przez dekadę czekały na opublikowanie. Ich opracowania podjęła się Mariola Pryzwan. jedna z najbardziej znanych w naszym kraju biografistek. To fascynująca opowieść o pasji, pracy, ale przede wszystkim — miłości… • Mam ogromny sentyment do przeszłości, choćby takiej, gdy nie było mnie na świecie. Z przyjemnością słucham starszych piosenek, które charakteryzują się cudownymi tekstami, wciągającymi melodiami oraz doskonałymi wykonaniami. Anna German, Anna Jantar, Karin Stanek, a wreszcie — Irena Jarocka. Pamiętam, gdy odwiedziłam miejsce jej spoczynku, rok po odejściu. Kwiaty, kartki, wyrazy tęsknoty. Sama poczułam duży żal, że zbyt prędko odebrano nam tak wyjątkową postać. Została muzyka. Lecz tym razem głos oddajemy w innej formie, bo literackiej. Piosenkarce udało się zapisać historię swojego życia. Naprawdę się ucieszyłam, gdy dotarły do mnie wieści o premierze. A jeszcze bardziej w dniu nadejścia przesyłki z egzemplarzem. Świeżo po lekturze muszę przyznać, że książka zajmie honorowe wśród biografii znajdujących się na mej półce. Śmiało mogę stwierdzić, iż to pozycja znajdująca się na podium wśród wydanych w tym roku. • Zdradzę, że sporym zachęceniem do czytania było dla mnie widniejące na okładce nazwisko Marioli Pryzwan. To żaden sekret, iż od bardzo dawna darzę ją podziwem i zbieram każdą publikację, którą (współ)stworzyła. A proszę wierzyć, uporządkowanie zapisków to ciężka praca, wymaga uznania. Gdy zajmuje się tym Pryzwan, to możemy mieć pewność, że dana książka będzie naprawdę interesująca, ale, co ważne, dopracowana w najmniejszych szczegółach. Teraz również się nie rozczarowałam. Jestem zadowolona z faktu, iż to właśnie Pryzwan została wybrana przez Jarocką do nadania tej opowieści kształtu. Dałoby się z tego zrobić scenariusz filmowy, tak fascynuje. • Na wielką uwagę zasługuje też samo wydanie. Twarda oprawa, świetny dobór zdjęcia. Taką Irenę chcą zapamiętać fani — uśmiechniętą, pełną wigoru, ciepłą. A nie musiała być optymistką, patrząc na to, ile spotkało ją w życiu tragedii. Zazwyczaj człowiek nawet po małej dawce przeżyć staje się zgorzkniały. Ale nie ona. Wręcz przeciwnie. Ta niesamowicie silna kobieta potrafiła wyciągać wnioski i lekcje. Zawsze wydawała się być osobą uduchowioną i mądrą. Przypuszczenia się potwierdziły. W środku znajdziemy też całe mnóstwo fotografii pochodzących z prywatnego archiwum wokalistki. Są prawdziwą ozdobą tekstu! • Jarocka z detalami odmalowała różne tła swojej historii. Posługując się językiem sprawiającym, że miałam wrażenie, iż biorę udział w pogawędce z doświadczoną znajomą. Najmocniej zaintrygowała mnie relacja Ireny z jej mężem, Michałem. Listy, będące swoistą klamrą autobiografii, pokazują związek romantyczny, lecz trwały. Sobolewskiego nie da się nazwać „postacią drugoplanową”, wywarł ogromny wpływ na swą żonę, wyłącznie w pozytywnym kontekście. Podziwiam tych dwoje, ich wytrwałość w dążeniu do szczęścia, którego chyba zawsze poszukujemy. Ona, jego wszystko, jego „SEWN” — cztery litery oznaczające strony świata. Tak Sobolewski „ochrzcił” Irenę. Piękna korespondencja między oryginalnymi charakterami, tworzącymi całość. Najlepsza z możliwych puent. • Autobiografia Ireny Jarockiej jest lekturą zapełniającą czytelnikowi sporo wolnych wieczorów. Wciąga, a jednocześnie wzbudza chęć powolnego delektowania się każdym zdaniem. To wspaniały pomysł na prezent świąteczny, nie tylko dla fanów talentu Jarockiej, ale też dla osób pragnących poznać ją bliżej. A warto, tym bardziej, gdy w tle cicho grają ponadczasowe przeboje…
-
Wszyscy mamy swoje opinie, na różne tematy. Czasem zaciekle ich bronimy i sądzimy, że nic nie jest w stanie zmienić naszego punktu widzenia. Co zrobić, gdy okazuje się, iż możemy błądzić we mgle? Czy to odpowiedni czas na zweryfikowanie złych informacji? • Marco Polo jest cenionym psychiatrą i neurologiem. I zdeklarowanym ateistą, zdecydowanie odrzucającym wszystko, co wiążę się z jakąkolwiek religią. Pewnego razu trafia do Jerozolimy, gdzie bierze udział w interesującym wykładzie dotyczącym osoby Jezusa. Początkowo niechętnie, Marco zgadza się przeanalizować umysł Chrystusa, w formie czysto naukowej. Bez mieszania w to wiary, patrząc wyłącznie w sposób logiczny, chłodny oraz rzeczowy. Pomaga mu grono utalentowanych specjalistów, którzy bardzo angażują się w badania. Polo odnosi wrażenie, że Jezus musiał być zwyczajnym człowiekiem, bez specjalnych zdolności intelektualnych. Jednak pragnie się dowiedzieć, czy jest szansa na to, iż przedmiot jego zainteresowań charakteryzował się wybitną inteligencją. Szybko okazuje się, że Marco powinien zmienić swoje pierwotne poglądy, gdyż czeka go emocjonująca podróż, pełna nieoczekiwanych sytuacji. W tle majaczą też problemy osobiste, związane z buntowniczym synem… • Ostatnio w jednym ciągu czytałam książki biograficzne i obyczajowe. Jakoś chciałam odpocząć od takiej atmosfery i sięgnąć po coś zupełnie innego. Tym samym trafiłam na zapowiedź „Najbardziej inteligentnego człowieka w historii”. Tytuł wydał mi się dość enigmatyczny, co spotęgowało ciekawość. Gładko przeszłam do opisu, postanowiłam dać szansę tej pozycji. W kolejce poczekają następne części, ponieważ mamy do czynienia z trylogią. Muszę przyznać, iż w tym roku dużo ich wpadło w moje ręce. Czego spodziewałam się po powieści Cury’ego? Chyba czegoś w stylistyce Dana Browna, fascynującego, acz zarazem lekkiego. W pewnym stopniu te przeczucia się sprawdziły. Jednak trudno mi teraz porównywać obu autorów. Wspólnym mianownikiem jest krążenie wokół religii, w różnych jej odcieniach. U Browna wygląda to bardziej ekspresyjnie, natomiast Cury skupia uwagę głównie na aspekcie wiedzy pozyskiwanej w naukowy sposób. • Za jedyny minus mogę uznać warsztat. Sądzę, że jest jeszcze odrobinę niedopracowany, chociaż samo słówko mnie nie przekonuje. Augusto Cury góruje wśród najpoczytniejszych pisarzy w jego ojczyźnie, czyli Brazylii. Ma na koncie sporo publikacji. Kto wie, może to kwestia tłumaczenia? Niestety, nie poddam tego weryfikacji, musiałabym sięgnąć po oryginał, ale chętnie podyskutuję o tym ze znajomym, Brazylijczykiem. Momentami brakowało mi charakterystyczniejszego stylu, błysku wyróżniającego wykonanie, nie treść. Jednocześnie nie wpłynęło to aż tak na moją ogólną ocenę. Aczkolwiek problematyka nadrabia. Stawia przed czytelnikiem mnóstwo frapujących pytań. Ja również zaczęłam się zastanawiać nad Jezusem-człowiekiem i mam chęć na więcej rozważań. • Nie należy zrażać się początkiem. Mnie wchodził trudno, pierwsze sto stron trochę nudziło. Ale wraz z rozwojem akcji dostrzegłam, że coraz ciężej jest się oderwać. Wpleciono wątek sensacyjny, który dość interesująco spaja się z głównym nurtem fabuły. Chociaż nie był konieczny, uznałam go bardziej za ciekawostkę, zapełnienie kolejnych kartek. Dodanie dawki fikcji do rzeczywistości. Myślę o tym, jak wypadałby ta książka, gdyby pozostała tworem czysto analitycznym. Koniecznie muszę poszperać w odmętach Internetu i dowiedzieć się, czy Cury nigdy nie szedł takim tropem. • Nasz bohater to zawoalowana postać samego autora. Doszedł do wniosku, że przedstawienie swych doświadczeń najlepiej się sprawdzi, gdy nada im maskę powieści. Pisarz przez ponad dekadę zajmował się identycznymi badaniami. Naprawdę mnie dziwi, iż pierwszy raz się na nie natknęłam za pomocą tej pozycji. Cury wpadł na świetną ideę, chcąc zebrać w całość tak intrygujące materiały. Trochę żałuję ignorowania dziedziny, jakkolwiek ją nazwać. Tu, w Europie. Prawdopodobnie nawet media potraktowały to po macoszemu — fachowe pisma, programy telewizyjne. A pomysł powinien trafić do szerszego grona osób, aby każdy mógł wyrobić sobie w miarę obiektywną opinię. Pozostaje mieć nadzieję, że publikacja okaże się sukcesem na naszym rodzimym rynku. • Augusto Cury bez wątpienia poruszył tematykę od jakiejś dekady popularną, ale nadal porywającą. Całkiem dobrze wywiązał się ze swojego zadania i myślę, że sięgnę po dwa kolejne tomy trylogii. „Najbardziej inteligentny człowiek w historii” z pewnością spodoba się czytelnikom, którzy są zafascynowani poszukiwaniami religijnych tajemnic. To niewyczerpane źródło rozważań, a te warto przed sobą stawiać. Książka do tego zainspiruje.