Dziennik Marty Koen
Autor: | Svetislav Basara |
---|---|
Wydawcy: | ebookpoint BIBLIO (2021) Wydawnictwo Akademickie SEDNO (2012-2021) IBUK Libra (2012) |
ISBN: | 978-83-7963-103-2, 978-83-7963-104-9 |
Autotagi: | dokumenty elektroniczne druk e-booki |
4.0
|
|
|
|
-
w tej książce absurd goni groteskę i wszystko wespół w zespół, wiruje w komunistycznych surrealiach powojennej Jugosławii, a zadaniem tej fantasmagorii nie jest odwrócenie uwagi, ale obnażenie i obśmianie zła i bezduszności mechanizmów jedynie słusznego ruchu i ustroju. • Jeszcze większe, bo metafizyczno-okultystyczno-ezoteryczno-spirytystyczne dziwactwa, będące na pograniczu fantastyki, dzieją się za czasów c.k. monarchii, do których cofamy się, by poznać dzieciństwo Marty K., zresztą pełny tytuł książki brzmi: „Dziennik Marty Koen. Okultystyczne zaplecze ruchu komunistycznego w Jugosławii 1928–1988” • Tę książkę można czytać na różnych poziomach wtajemniczenia, to znaczy, im większą ma się wiedzę, tym dla czytającego lepiej, bo szybciej i łatwiej odkoduje ukryte w niej tropy. • A wszystko zaczyna się tak niewinnie, od śmierci, wydawałoby się nikomu nieznanej, zwykłej obywatelki Marty Koen. Jednak próba odkrycia przeszłości bohaterki równa się otwarciu puszki Pandory. • Zaintrygowała mnie ta zagadkowa Marta, której dzieje próbowali odtworzyć dziennikarze, a przykłady zmyśleń na jej temat od razu przywiodły mi na myśl orwellowskie komentarze na temat kłamstw wypisywanych przez wszystkowiedzących pismaków. • Im więcej dowiadywałam się o Marcie, tym częściej sięgałam do pomocniczych źródeł po posiłki, bo o Josipie Brozie co nieco wiedziałam, ale kim był Milovan Đilas, nazywany „Dido” albo Aleksandar Ranković? W książce pojawi się też nazwisko guru psychoanalizy, którego Svetislav Basara nie oszczędza i traktuje nie jak doktorską sławę, ale jak celebrytę, w dzisiejszym tego słowa znaczeniu, tamtych czasów. „Doktor Freud z całą pewnością nieporównanie bardziej zobowiązałby świat, gdyby zrobił dyplom z elektrotechniki”. • Dzięki „Dziennikowi…” dowiedziałam się o tym, co działo się na Nagiej Wyspie. W ogóle dowiedziałam się o istnieniu tej wyspy. • Najtrudniej było mi przedrzeć się przez fragmenty spirytystyczne i okultystyczne, ale wiem, że sukkuby oraz ostatni łowcy czarownic będą mi się z tą książką kojarzyć na pewno! • Muszę przyznać, że trudny dla mnie, jugolaiczki, był tekst Basary, mocno wymagający i na pewno nie do końca zrozumiały. Żeby mieć pełnię satysfakcji z obcowania z nim, musiałabym mieć solidną znajomość powojennej historii i polityki Jugosławii, a także podwaliny teorii marksizmu i komunizmu, no i nie można zapominać o demonologii i psychoanalizie. To wszystko wyniosło ten utwór na wyższy poziom intelektualny i naprawdę można na nim połamać zęby, próbując wgryźć się w każdą zawartą tam myśl. • Podczas słuchania „Dziennika…” czułam ten sam rodzaj zagubienia, jaki odczuwałam podczas słuchania „Gogolowego disco” Matsina, które równie hermetycznie osadzone było, w tym przypadku, w estońskiej niby-rzeczywistości uwarunkowanej przez estońską historię i kulturę. • Nie jeden i nie dwa razy podczas słuchania przychodził mi na myśl Stanisław Lem, bo i przy jego niektórych lekturach miałam podobne fajerwerki myślowe. I w przypadku filozoficzno-ideologicznych wywodów, gdy Basara spuszczał logikę ze smyczy, zdecydowanie wymykały się one mojemu przyziemnemu pojmowaniu świata i rzeczy. • Im więcej czasu mija od poznania tej książki, tym większy czuje do niej sentyment, bo Svetislav Basara ma stylowe pióro i giętki język, a przypisy, a może bardziej komentarze, należały do moich ulubionych stałych elementów tego tekstu. • Polecam, ale raczej znawcom i rasowym jugofilom.