Ocalenie Atlantydy
Autor: | Zyta Orszyn (1940-2018) |
---|---|
Wydawcy: | Legimi (2016) Świat Ksiązki - Weltbild Polska (2012-2016) |
ISBN: | 978-83-273-0040-9, 978-83-7943-324-7 |
Autotagi: | druk powieści |
3.7
(3 głosy)
|
|
|
|
-
Proza pozornie niepozorna. Najpierw poznajemy kilka niezależnych historii połączonych jedynie faktem i miejscem przesiedlenia. Do każdego rozdziału wchodzimy jak do obcego domu prosto z ulicy, w rytm czyjegoś życia. Są w nim zazwyczaj jakieś bezimienne dzieciaki, matki i babki, czasami ojcowie, mniej lub bardziej podejrzani uciekinierzy, a prawie zawsze schowki i schrony. Zaledwie zorientujemy się, kto jest kim i powiążemy zdarzenia, rodzina wyjeżdża na nowo przyłączone do Polski ziemie, na poniemieckie, tam osiedla się, zaczyna poznawać okolicę, nową rzeczywistość i rozdział się kończy. Zaczyna się kolejny, według poprzedniego wzoru. I tak do czterech razy sztuka. A skonsternowany czytelnik dalej niewiele wie. Próbuje obrać strategię interpretacyjną. Przesiedleńcy wcześniej się nie znali, ale i po przesiedleniu na pozór ich drogi się nie krzyżują, bohaterowie przywożą podobny bagaż traumatycznych wspomnień i dziwnych przetrwałych powojennych odruchów, powoli wtapiają się w zastany ziemioodzyskańczy galimatias. • Piąty rozdział na dobre wprowadza nas na terytorium, na które zjechali poznani wcześniej osadnicy, losy niektórych bohaterów przecinają się niepozornie, za to władza ludowa gromko i swojsko szerzy się i umacnia. „My tu sprawiedliwość dziejową zaprowadzamy. Na polskiej, odzyskanej-poniemieckiej-prasłowiańskiej ziemi mają mieszkać Polacy, wojnę szwaby-hitlerowcy przegrali, to won”. • W kolejnych rozdziałach wątki i bohaterowie przenikają się śmielej, coraz więcej wiemy, ale trudne te prawdy, niełatwe do dźwigania. Wieloma literackimi szparami wyziera cierpienie przesiedleńców, problemy z tożsamością, ten sam przesiedleńczy, wcale nie kolorowy los. Dużo smutku między linijkami, takiego nienapisanego. • Literatura zaproponowana przez Zytę Oryszyn nie polega na otwarciu książki i li tylko przewracaniu kartek w średnio szybkim tempie. Niestety trzeba myśleć, trzeba się skupić i się wysilić. • Urzekł mnie styl, lekki, zdystansowany, na poły ironiczny, na poły groteskowo-czarnohumorowy. Oczarowała mnie swoboda języka pisarki. • Największe wrażenie wywarł na mnie lekko surrealistyczny rozdział zatytułowany „Żelazna kurtyna”. I chyba wolałabym nie znać epilogu, który wrócił do wydarzeń z tego rozdziału i je skwitował, ale wcale nie po mojej, ani Poety Przeklętego, myśli.