Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
Kubuś Puchatek, Miś o Bardzo Małym Rozumku, któego zna cały świat od przeszło 100 lat. • Mój ukochany bezgranicznie miś o bardzo małym rozumku, któremu zbyt długie słowa sprawiają wiele trudności, nie mówiąc już o pisaniu, w czym wyręcza go Krzyś albo Pan Sowa. Przykład? Choćby urodziny Kłapouchego. Sowa napisała na niestety pustej już baryłeczce miodu taką oto dedykację: • Z PĄWIĄSZĄWANIEM URORURODZIURODZIN. • Po czym pan Sowa rzekł: • Napisałem oczywiście "Z serdecznym powinszowaniem urodzin od szczerze oddanego ci przyjaciela Puchatka" • I jak tu nie kochać tego grubego misia o małym rozumku? • Ale to tylko jedna sytuacja z wielu innych, prze-zabawnych. I mimo tego, że przygody Kubusia z Siedmioliwowego Lasu zna każdy, to jednak za każdym razem czuję, jakbym go poznała od nowa. Jego, Prosiaczka, brykającego Tygryska, ponurego w swym ponuractwie Kłapouchego czy Królika. Z czasem pojawia się i Mądra Sowa, choć bywa i za mądra nawet dla samego Krzysia, zwłaszcza, gdy używa zbyt trudnych słów (można by rzec, encyklopedycznych w swym znaczeniu), oraz Mamusia Kangurzyca i jej Maleństwo. • Wspaniałe przygody i aż się dusza raduje i bryka i pragnie miodku, gdy ma świadomość, że jest jeszcze DRUGA CZĘŚĆ.
-
Tu trzeba już na samym początku zaprosić na scenę pana Goscinnego (tego od Asterixa i Obelixa) oraz mamę Daltonów (czterech gamoni w pasiakach). • I poproszę o oklaski dla nich... • A dlaczego dla nich? • Dlaczego tą dwójkę nagradzam? • Bo ten duet robi wszystko i to z takim poczuciem humoru, że czytelnik dostaje pewniaka do rąk. Komiks z tymi tekstami jest bezbłędny. Oto bowiem kuzyni Daltonowie uciekają z kicia. Jak zawsze zresztą. W pasiakach trafiają do mamusi, a ta rządzi swoimi chłopcami, jakby nigdy nie wyrośli ze śpiochów. W końcu ktoś ma łeb na karku, można powiedzieć, bo czwórka mizerot na pozór dorosłych ciałami, to bezrozumni faceci. Lecz czasem jakaś iskra dotrze do ich umysłów. I tym razem wymyślają, że napadną na banki. A jak? Ano przebierając się za mamusię. Jeden z nich goli nawet wąsy, żeby stać się mamcinym odbiciem lustrzanym. I udaje mu się. A, że mamusia ma wysoką renomę w miasteczku, jest poważaną obywatelką miasteczka, której każdy ufa... to droga do kradzieży staje się prosta, jak przysłowiowy drut. • A kuzyni w końcu nie w ciemię bici... • Gorzej z mamusią, bo po ich ingerencji w społeczność lokalną cała wiara w nią zostaje zdewastowana. • Ale, jak się mówi, małe dzieci, małe problemy. Duże dzieci, duże problemy.
-
Dla każdego - ja miałam przyjemność słuchać audiobooka. • Pan Artur Barciś plus przysłowia rozumiane przez umysły dzieci równa się ubaw i chichotanie 😊😏😏😏 • Bardzo fajnie się słucha. Nawet dorosły wsiąka w słuchanie, a do tego zaczyna reagować jak dziecko. Interpretacja dzieci jest niebywała i zawsze (w przeciwieństwie do życia) zawsze POZYTYWNIE zaskakuje. • Czy rozbierać się do rosołu? Oto jest pytanie;)
-
Dla każdego - ja miałam przyjemność słuchać audiobooka. • Pan Artur Barciś plus przysłowia rozumiane przez umysły dzieci równa się ubaw i chichotanie 😊😏😏😏 • Bardzo fajnie się słucha. Nawet dorosły wsiąka w słuchanie, a do tego zaczyna reagować jak dziecko. Interpretacja dzieci jest niebywała i zawsze (w przeciwieństwie do życia) zawsze POZYTYWNIE zaskakuje. • Czy rozbierać się do rosołu? Oto jest pytanie;)
-
Trudna i smutna jednocześnie jest ta powieść. Ale dlatego, że jest prawdziwa. Ona, wieśniaczka, uważana za dziwną, stara już, czekająca na śmierć. On, młody, obecnie bez weny twórczej reżyser teatralny. Osoba dziarsko prąca przez życie bez zadumy nad nim, bez hamulca, bez sumienia. Całkowite przeciwieństwo starowinki Sońki. I właśnie te dwie osoby stawia na swojej drodze Najwyższy. Jemu psuje się auto, ona przechodzi obok i widzi go, jak w furii krzyczy do trzymanej słuchawki. Nikt nie może mu teraz pomóc, kumple nie dają rady, bo jest coś ważniejszego, bo coś innego...mechanik, ten też odpada... Zostaje mu... Sońka. A ta oferuje nocleg. Lecz co on u niej? W tej biedzie? W tym zatęchłym domu? On elegant? On miastowy? Absurd... pierwsze myślenie idzie znanym nam torem, lecz co robić, gdy człowiek nagle tkwi w samym środku wsi, nie ma samochodu, telefon nie łapie zasięgu, a w podorędziu zostaje staruszka? I przekracza progi jej domu, i słucha jej opowieści o życiu, o młodości, o miłości jedynej... Słucha wszystkiego tego, co było, co już nie przyjdzie, co odeszło bezpowrotnie zostawiając po sobie tylko ją. Ją, która w osobie Igora widzi powiernika swego życia, a raczej jego końca. Mówi mu wszystko, by zrzucić ten ciężar noszony od lat i by to swoje czekanie na śmierć wreszcie zakończyć. Igor jest dla niej niemalże Białym Panem z Nieba, który zakończy jej zbyt długie już życie. Opowiadając mu o sobie, Sońka daje mu jednocześnie nadzieję na sztukę teatralną. Brzmi śmiesznie? Może, ale Igor pochłonięty słuchaniem już widzi życie Sońki wystawiane na scenach teatru. Już widzi siebie w panteonie sław. Już widzi sztukę, na którą bilety sprzedadzą się na pniu. Ale zanim to się stanie, siedzi przy starym stole, słucha starej kobiety i ... wchodząc w jej życie, wchodzi i w swoje. Swoje jałowe, inne, jakby prostsze. Ten stół, ten dom, ta wieś... To wszystko otwiera mu oczy na samego siebie. • Tej książki nie sposób przeczytać szybko. Szybkość niweluje wiele detali. Wiele umyka, zatraca się, gubi jakoś niedorzecznie. Tą książkę trzeba smakować powoli. I choć jest niewielka, to jednak jej treść i głębia sprawiają, że nie zostaje obojętna dla czytelnika. A co w niej najlepsze, zmusza do powrotu. Zakorzenia się powoli w umyśle, nie pozwala o sobie zapomnieć i permanentnie odnosi się wrażenie, że ponowne sięgnięcie odkryje coś nowego. Że inaczej ją odbierzemy. Że - tak - będzie boleć. Każde zdanie będzie ranić. Smutek z kart rozleje się w nas... ponownie... Ale to jest taka powieść, która żyje nawet po zamknięciu ostatniej strony.