Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
"Czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła"
Wisława Szymborska
"Kto czyta książki, żyje podwójnie"
Umberto Eco
"Łatwiej niektórym książkę napisać, niż drugim ją przeczytać"
Alojzy Żółkiewski
"Z książkami jest tak, jak z ludźmi: bardzo niewielu ma dla nas ogromne znaczenie. Reszta po prostu ginie w tłumie"
Wolter
Najnowsze recenzje
-
„Toń” to wielowymiarowa powieść opowiadająca o losach pewnej rodziny, której korzenie sięgają początków XX wieku, a która zamieszkiwała w niewielkiej miejscowości nad Gubrem zlokalizowanej na terenie dawnych Prus Wschodnich. To tam urodził się Wolf. Dziś starszy pan, mający córkę o imieniu Alicja. Alicja jest antropologiem. Trudno określić ich wzajemne relacje. Są raczej poprawne. Wolf i Alicja spotykają się wspólnie na mazurskiej wsi w rodzinnym domu babki Janki, matki Wolfa, by dokonać sprzedaży posiadłości. Wolf nie widzi dalszych wskazań by nadal być właścicielem włości, których już nikt nie zamieszkuje, a które z upływem lat popadają w coraz to większą ruinę. Alicja natomiast spogląda na dom okiem antropolożki, która utożsamia się z jego historią i którą łączą z nim wspomnienia z dzieciństwa. I w ten sposób Szatrawska znajduje pretekst to tego, by opowiedzieć nam tajemniczą historię tej rodziny od samego początku, do końca. Śledzimy wojenne losy jej bohaterów począwszy od czasów wojny, przez sowiecką odsiecz, aż po realia komunizmu. W końcu trafiamy do wieku XXI, gdzie na naszym wschodnim progu stajemy się świadkami wielkiego dramatu migracyjnego. Jest to pod wieloma względami powieść wielokulturowa. Porusza problemy związane z zachowaniem tożsamości, opowiada o wielkich krzywdach, traumatycznych przeżyciach, moralnych dylematach, niezliczonych kłamstwach, ogromnej zawiści i braku zrozumienia. Ale Szatrawska uchyla ogromne wieko skrzynki i uwalnia wszystkie demony przeszłości, odkrywając na kartach swej powieści każdy najdrobniejszy historyczny szczegół. W sposób bezpośredni, szczery, zachowując przy tym często bardzo bolesny realizm sytuacji. To piękna, poruszająca i potrzebna nam historia. Absolutnie polecam.
-
Oto książka, w której Mateusz Pakuła przedstawia historię swego dziadka. Opowiada o tym, za jaki wybryk trafił do kieleckiej katowni, jak był tam traktowany i w jaki sposób udało mu się stamtąd wydostać. To do granic możliwości szczere wspomnienia. Bardzo, bardzo złe i smutne. Obok rodzinnych scen niezmiernie ważną rolę odgrywają tutaj realia czyli początek lat 50. Pakuła wiele mówi o historii, o polityce, o decyzjach podejmowanych przez ówczesne władze. Przywołuje te fakty w kontekście tego, co spotkało jemu najbliższą z osób. Ujął to wszystko w sposób bardzo dla siebie charakterystyczny. W tej opowieści znaczącą rolę odgrywa jej forma. To podobnie jak w jego debiucie kompilacja prozy ze scenopisarstwem, a także czymś nieco na kształt pamiętnika, dziennika, bądź też kroniki. Mamy tu także do czynienia z bardzo bezpośrednim językiem, często brutalnym, lecz niewulgarnym. Ale po pierwszej lekturze tego autora już ten fakt nie powinien nikogo dziwić, co najwyżej może być dla niektórych trudno akceptowalny. Poza tym jest to jedna z tych książek, której treści nie można skwitować za pomocą jednego z dwóch prozaicznych słów z cyklu - podobała mi się lub nie podobała. I to jest jej istotą. „Skóra po dziadku” po prostu zwraca uwagę, sygnalizuje o bardzo ważkich dla nas sprawach, ale w niełatwy i nie dla wszystkich przystępny sposób. Myślę, że warto się z nią zapoznać…
-
Ala to autystyczna dziewczynka, zamieszkająca wraz z rodzicami domek na skraju lasu. Jej tata codziennie pracuje w tym właśnie lesie. Do jednych z obowiązków dziewczynki należy zanoszenie mu ciepłych obiadów w termosie. Podczas tych wędrówek Ali towarzyszy pies As, bo Alę czasami przeraża Ciemność i bardzo stara się też przezwyciężać ogarniający ją wówczas Strach. W pewnym momencie na ścieżce prowadzącej do taty dziewczynka znajduje zniszczony, czerwony adidas. Zabiera go ze sobą do domu i zachodzi w głowę do kogo może on należeć. Wkrótce rozwiązuje jego zagadkę. W lesie bowiem ukrywa się chłopiec. To Elias, który się zgubił. Ala w tajemnicy przed rodzicami pomaga chłopcu. Przynosi mu jedzenie, coś ciepłego do ubrania, a nawet pożycza mu swojego ulubionego misia Tobiasza do przytulania. To dzięki Tobiaszowi, posiada tak wiele informacji o chłopcu, bo on zwierza się tylko jemu. Podobnie jak Ala jest „dziwnie inny”. Z czasem wywiązuje się między nimi pewnego rodzaju więź, którą możemy chyba śmiało nazwać przyjaźnią. To, co robi Ala dla Eliasa jest niezwykle odważne. A dzięki płynącej z serca dziewczynki niezwykłej dobroci, chłopiec jest wstanie obdarzyć ją zaufaniem. Ta znajomość zmienia ich życie na zawsze. • Wybierzcie się razem z Alą na leśny spacer, w tej delikatnej, przepięknej opowieści. Dziś naprawdę bardzo niewielu autorów potrafi stworzyć dla dzieci tak wartościowe książki, jak Cezary Harasimowicz. Pełne ciepła historie, dotyczące aktualnie nurtujących nas problemów. Bo jednym z nich jest właśnie migracja. „Chłopiec z lasu” to bardzo cenna literatura. Bez zbędnych słów PoLeCaM. Także dorosłym, a może zwłaszcza…?
-
To książka, która ma pokazać dziecku, jak ważną osobą w życiu każdego z nas jest mama. To ona dba o nas każdego dnia, pomaga w rozwiązywaniu problemów, przegania drobne troski, odpowiada na tysiące nurtujących nas pytań. Mama może bardzo wiele i zawsze niesie pomoc, nawet w sytuacjach skrajnie beznadziejnych. Każda mama jest niczym czarodziejka. Myślę, że to chciała nam przekazać pani Papuzińska w swych króciutkich, nieco surrealistycznych, a zarazem pełnych ciepła i zrozumienia opowiadaniach z mamą w roli głównej. I choć może nie jest to książka, po którą dziś będą dzieci chętnie sięgać to uważam, że ma ona i tak ponadczasowy wymiar. Dla mnie jest to historia pełna uroku, mimo upływu lat.
-
Na wstępie swej powieści autorka zabiera nas do Maine na pola pełne borówek. To tu pewna liczna rodzina z plemienia Mikmaków zajmuje się zbieraniem owoców. I to tu dochodzi do niewyjaśnionej tragedii. Sześcioletni Joe, mający zajmować się swoją najmłodszą siostrą Ruthie na sekundę spuszcza dziewczynkę ze swych oczu. Gdy ponownie zerka na skałę na skraju pola, małej Ruthie zwyczajnie tam nie ma. Mimo szybko podjętych poszukiwań rodzina nie natrafia nawet na najmniejszy jej ślad… I tak odtąd trwają w swej niewiedzy na temat jej zaginięcia przez kilkadziesiąt długich lat. • Następnie poznajemy niejaką Normę. Dziewczynę, która dorasta na przedmieściach i jest córką zamożnego małżeństwa. Wychowywana jest w dostatku i miłości, choć jej matka zdaje się być osobą nieco zgorzkniałą i nieufną. Normie niby niczego nie brakuje, ale nie doznaje też uczucia prawdziwego szczęścia. Z biegiem uciekającego czasu w jej głowie rodzi się mnóstwo pytań, dotyczących jej wyglądu, w sposób znaczny odbiegającego od wyglądu jej rodziców. Ciągle otrzymuje niezadowalające ją odpowiedzi na bardzo istotne wówczas dla niej pytania. Czuje, że są rzeczy, o których bliscy jej nie mówią. Zaczyna dostrzegać pewne nieścisłości w ich wypowiedziach, które zmuszają ją do podjęcia konkretnych działań w dotarciu do prawdy o swym pochodzeniu… • Historia bohaterów „Zbieraczy borówek” jest przedstawiona z perspektywy dwóch rodzin dotkniętych wspólną krzywdą. To opowieść o mało doskonałych kłamstwach, najdotkliwszym bólu, najmroczniejszym sekrecie, ale też niesamowitej sile miłości i przeznaczeniu. To pięknie opowiedziana debiutancka proza. Polecam gorąco.