Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Do czytania wybieram najczęściej literaturę sprzed XXI wieku, nie stronię od liryki i dramatu, czasami sięgam po reportaż, a najrzadziej decyduję się na literaturę popularnonaukową. Bardzo lubię czytać biografie, wspomnienia, listy i dzienniki.
Poniższe wyrywki z czytanych przeze mnie tekstów mocno ze mną współgrają, więc są przedłużeniem tych kilku słów o sobie :)😊
„Ciekawe jest widzieć, że niemal wszyscy ludzie wielkiej wartości zachowują się z prostotą i że niemal zawsze owa ich prostota jest brana za świadectwo tego, że są niewiele warci”.
Myśli, Giacomo Leopardi
„Intensywność marzeń, ważniejsza jest od ziszczeń”.
Wysoki Zamek, Stanisław Lem
-
Miłe złego początki, lecz koniec żałosny, pisał Krasicki. I w przypadku Wieniawy-Długoszowskiego było podobnie, z tym że koniec był przejmująco smutny. • Mając sentyment do dwudziestolecia międzywojennego, a nie znając losów Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego, nie mamy pełnego obrazu epoki, mimo nieobcej nam euforii tamtych czasów, wiosny, wina, zieleni w głowie i wróbli na dachu, mimo skamandrytów i mimo iż wydawałoby się to niemożliwe, to jednak ukazanie dwudziestolecia bez sylwetki Wieniawy zdecydowanie odbiera tym czasom koloryt. • Dorastanie bohatera biografii spowite było w legendę powstania styczniowego, o którym opowiadał nie tylko ojciec, ale i rządca majątku Długoszowskich, Daszkiewicz, który w powstaniu stracił cały majątek, jak Bogumił w „Nocach i dniach”, pomyślałam. Te opowieści i sienkiewiczowska trylogia ukształtowały młodego chłopaka, który marzył, by żyć takim żołnierskim życiem, pełnym ryzykownych przygód i podchodów. I jak pokazała przyszłość, taki Kmicicowy los był mu dany. • Barwne były te młodzieńczo-radosne dzieje, do czasu jednak. Im dalej, tym było smutniej i bardziej przykro. • Dotąd znałam Wieniawę od strony anegdotycznej i z urastających do miana anegdot, plotek i zmyśleń na jego temat (wjazd do Adrii konno na pierwsze piętro), które lęgły się i pęczniały, bo po prostu pasowały do jego osoby. Dzięki biografii Mariusza Urbanka poznałam jego zasługi w dyplomacji i niemalże namacalnie odczułam te najtrudniejsze, emigracyjne doświadczenia. • Sprzęgło się w Długoszowskim kilka osobowości i kilka natur. Widziałam w nim tych sienkiewiczowskich bohaterów, przywiódł też na myśl Jonasza Koftę, a także trochę Jana Lechonia. • Ze wszystkich przeczytanych przeze mnie biografii Mariusza Urbanka, ta podobała mi się najmniej. Za dużo w niej było dosłownych powtórzeń zdarzeń z życia Długoszowskiego, a także powtórzonych opisów jego charakteru i zachowania. I właśnie to najbardziej mi przeszkadzało, bo po co pisać raz jeszcze coś, co już było? Na domiar złego książkę czytał, mało przeze mnie lubiany lektor, Krzysztof Baranowski i niestety miało to wpływ na odbiór całościowy.
-
Mocno zaskoczyła mnie ta króciutka obrazkowa opowiastka. Sprawia wrażenie oczywistej i przewidywalnej, dlatego, gdy przewracamy strona po stronie, a jest tych stron bardzo niewiele, wydaje się nam, że wiemy, dokąd nas ta historyjka zaprowadzi. I zgodnie z naszym przeczuwaniem, właśnie tam zaprowadza, ale to, co się dzieje potem, zaskakuje. Potem, moją pierwszą myślą było: no ale jak to? • Namalowany przez Shauna Tana przekaz przypomina mi swoją strukturą sonet, po części opisowej, wyraźnej i dosłownej pole do popisu otrzymuje odbiorca, a wielość interpretacji ma dowolną, bo decyduje o niej wrażliwość czytelnika. Jak to w poezji. • Lektura tego „komiksu” zmotywowała mnie do poczytania o cykadach.
-
Jak niekiedy niewiele potrzeba by utrafić w sedno, by nakreślić czarną, niespecjalnie wyszukaną kreską piętno obozowej przeszłości mocno zakorzenione i pokutujące w rodzinie, mimo iż wojna dawno się skończyła. • Dała mi do myślenia ta graficzno-tekstowa analiza, to studium rodziny, w której pielęgnowana wojenna trauma ojca mocno wpływa na losy jego dzieci, na to tytułowe drugie pokolenie. • Autor właściwie rozłożył akcenty, potrafił z dystansu i ze specyficznym humorem pokazać swoje dziecięctwo i żydowski rodowód, z drugiej strony dał nam możliwość wglądu w trwający w nim przez wiele lat proces zrozumienia ciągle uwierających go przeżyć z dzieciństwa, a przede wszystkim próby znalezienia odpowiedzi na złożoność istoty zachowania jego ojca. • Wzruszyło mnie i zostanie w pamięci to spotkanie.
-
Bardzo rzeczowy poradnik nie tylko dla początkującego towarzysza rozmów z kotem. Uważam, że z tą książką należałoby się zapoznać już wtedy, gdy tylko przyjdzie nam do głowy myśl o przygarnięciu kociego kompana. Dla niektórych jej treść mogłaby stać się kubłem zimnej wody studzącej emocjonalny lub wynikający z nieznajomości kociej natury kaprys, lub pomysł i uświadomiłaby, mam nadzieję, z jaką odpowiedzialnością i poświęceniem wiąże się opieka nad kocim domownikiem i ile niespodziewanych niespodzianek, tych miłych i tych mniej przyjemnych, ze sobą niesie. • Autorka przystępnie i wyczerpująco dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniem, poruszając ważne i ciekawe zagadnienia, począwszy od miejsca kota w ludzkim świecie, poprzez jego potrzeby i wymagania, osobowość i cechy temperamentu, dbanie w zdrowiu, chorobie i wtedy, gdy nadejdzie starość, a kończąc na roli człowieka w kocim wymiarze. • Mnie, nowicjuszce w poruszaniu się po meandrach kocich szlaków, tych domowych i mentalnych, ta książka podsunęła wiele praktycznych wskazówek. Polecam
-
Dziewięć dotychczas przeczytanych książek Stanisława Lema bardzo mi się podobało, a w tę jakoś nie mogłam się wsłuchać. To chyba nie był dla niej dobry czas, a gdy tylko z tekstu wyłonił się bohater, znany mi już z „Dzienników…” i „Kongresu…” Ijon Tichy, wiedziałam, że będzie się działo i powinnam nastroić percepcję na najwyższe obroty, a ja właśnie byłam na etapie redukcji percepcji do minimum. • Zaczęłam jednak czytać i na początku, w Szwajcarii, było jeszcze całkiem nieźle, trochę prześmiewczo i satyrycznie, gdy Ijon naiwnie dał się wplątać w prawnicze machinacje i nadużycia, ale gdy Tichy wybrał się do biblioteki, by poczytać o Encji, to przynajmniej dla mnie „żarty się skończyły, zaczęły się schody” jak mówił Wieniawa-Długoszowski. • BIM (Baterie Modułów Inwigilujących), BAM (Baterie Modułów Aprobujących), BOM (Baterie Modułów Oponujących) i MUZG (Moduł Uzgadniający) to już w moim przeciętnym mózgu nie mogło się pomieścić, pewnie przez to, że byłam na nasłuchu i nie wodziłam wzrokiem po tekście. Co rusz moje neurony odmawiały posłuszeństwa i nie przewodziły tak, jak powinny. W pewnym momencie byłam gotowa nawet porzucić lekturę, bo już się pogubiłam w tym, kto, co i jakie ma zdanie o Encjanach, ale gdy do tego granicznego momentu dochodziło, coś mnie zawsze odwiodło, czy zabawny neologizm, czy też „mądre” życiowe zdanie, tak że miszmasz informacyjny o Encji przetrwałam i nawet znalazłam jego odzwierciedlenie w dzisiejszym świecie, w którym na jedną sprawę patrzymy z wielu perspektyw i każdemu patrzącemu wydaje się, że ta jego własna, jest najprawdziwsza. Bardzo mi to również współgrało z orwellowskim „historię piszą zwycięzcy”. • Nareszcie nasz bohater zgłębił tajniki Encji, no właśnie, czy aby zgłębił? Chyba nie, bo wybrał się na tę planetę w celu przeprowadzenia wizji lokalnej. Wtedy ponownie zaczęło słuchać się przyjemnie, bo razem z kosmicznym podróżnikiem badałam rzeczywistość, a nie słuchałam niesprawdzonych i sprzecznych informacji. Wyobraźnia zaczęła pracować. • I na koniec. • Z tego, co Lem próbował przekazać czytelnikowi, zrozumiałam może mniej niż połowę, bo reszta w głowie mi się jednak nie pomieściła i zdanie Luzanina Tahalata, które powiedział Ijonowi „Pan wciąż rozumuje kategoriami swego czasu, swojej wiedzy, ale to daremne”, było chyba skierowane do mnie. Głównie właśnie tak rozumowałam. • Jestem pełna podziwu dla Lema, dla tej jego pomysłowej drobiazgowości w tworzeniu nowych rzeczywistości będących tylko pozornie w opozycji do Ziemi. • Na pewno po lekturze tej książki zostaną ze mną: etykosfera, która nasunęła mi skojarzenie z betryzacją opisaną w „Powrocie z gwiazd”, ektotechnika i ektoki, bystrosfera i bystry. I zapamiętam tę bezsilność dzieci w piaskownicy, gdy agresja nie mogła się ziścić. • Uwielbiam też u Lema te wszystkie drobiazgi ówczesnej codzienności, które teraz uroczo odbiegają od naszej, te ginące hotelowe łyżeczki, z których trzeba było się rozliczać, to jego mieszkanie w bibliotece i mieszanie herbaty szczoteczką do zębów, niewyprasowane spodnie, i wiele, wiele innych. • A na motto wybieram: • „Droga do największych odkryć wiedzie przez absurd. Jak wiadomo jedynym sposobem, aby się nie starzeć jest umrzeć”.